25 kwietnia 2019 Redakcja Bieganie.pl Lifestyle

b jak bieganie


Naczelny napisał, a może jednak napiszesz.
Napiszę. Subiektywny, egzaltowany trochę nie felieton, bo jak się leży z rączkami na kołderce to wychodzi bardziej wyznanie.

A leżę. W moim panieńskim łóżku w domu rodziców. Za oknem las. Ptaki drą się wniebogłosy. Wiosna kwitnie i krzyczy. Leżę i wcale nie myślę o tym, że chciałabym założyć buty biegowe i wyjść w ten las na przebieżkę. Myślę, że może jutro będę mogła wyjść na spacer. Czekam na te 10 minut od drzwi do bramy niemal tak bardzo, jak czekałam na pierwszy w życiu start. Zaczynam zawody wracania do formy po operacji kręgosłupa. Nie mogę obiecać, że będzie pani mogła znów biegać, to bieganie jest dla pani aż takie ważne? – pyta neurochirurg na sali operacyjnej, uśmiechając się, a może mi się to śni.

Panie doktorze.
To coś więcej niż tylko tłuczenie kilometrów.
To pokonywanie barier i słabości. Na treningach. Podczas startów. Walka. Głód, zmęczenie, sponiewieranie, przytłoczenie, zmiażdżenie. Złość, wściekłość, rozpacz, gotowość by się poddać, zbyt duży strach, by się poddać. Wychłodzenie, przegrzanie, odwodnienie, gotowość by umrzeć. Ale również, a często jednocześnie: zapierające dech poczucie szczęścia, wola walki, przemożna chęć dalej, więcej i wyżej, energia, wolność, piękno, euforia, radość, poczucie, że jest się wszechmocnym, potężnym, niezniszczalnym, wielkim i dumnym.

To wygrywanie.
Bo czasami trening wychodzi. Wychodzi tak bardzo, że już bardziej nie mógłby wyjść.
Bo dobrze spałeś. Bo poprzedniego dnia były węglowodany na kolację. Bo w pracy ci poszło. Bo górka była pusta i aż się prosiło, żeby machnąć podbiegi w pałę. I do tego cały czas czekałeś, aż trener wyskoczy z krzaków z okrzykiem „kolana wysoko! dupa do przodu! łokcie nie jak wiatraki, zwarta sylwetka!”, więc te w pałę podbiegi były robione porządnie i technicznie.

To przegrywanie.
Bo czasami trening nie wychodzi. Nie wychodzi tak bardzo, że już bardziej nie mógłby nie wyjść. Bo za gorąco. Bo za zimno. Bo dwa dni wcześniej postanowiłeś wypić. Bo zeżarłeś trochę formy i zajechałeś się wcześniej. Bo poprzedniego dnia jedyne węglowodany to był herbatnik na szybko w pracy. Bo za długo czytałeś. Bo za długo pracowałeś. Bo za krótko spałeś. Bo za długo spałeś. Bo zupa była za słona. Bo ciotce smalec ukradli. Wściekłość, oczywiście i rzucasz bieganie, nic z tego nie będzie, jesteś do bani.
A nie! Bo bieganie uczy, aby się nie poddawać. We wszystkim są dołki i górki, wzloty i upadki. Ale nigdy, przenigdy nie wolno się poddawać. Trzeba się szarpać, błądzić, walczyć, mylić się, zaczynać, porzucać, znów zaczynać, i znów porzucać, i wciąż walczyć.
Bieganie to ta nieodparta chęć poznania własnych możliwości i pokonywania granic. A na biegach trailowych dodatkowo przyroda, przestrzeń, widoki, świadomość wielkiej mocy i jednocześnie małości wobec potęgi świata, mnogość odczuć.

Bo w górach.
Słyszysz spadające kamienie? Boisz się? Trochę się boisz, strach wpisany jest w człowieka, tak samo jak zachwyt. Tak samo też można go stłamsić lub wyzwolić. To zależy od ciebie. W górach strach jest dobry. Pokorniejesz. Tu nie ma miejsca na nonszalancję i wyniosłość. Tu rządzą one. I oczekują respektu. Są dumne. Stoją miliony lat, przepotężne. Jak mały i niepozorny jesteś wobec ich ogromu. I żadnego śladu nie zostawisz na tych skałach. Są i pozostaną niewzruszone. Zupełne przeciwieństwo ciebie. Ty zostaniesz wzruszony. Stłamszony nieco ich potęgą, ale jednocześnie stojąc na szczycie, czy wysuniętej grani, czujesz się zjednoczony ze światem, być może nawet czasem czujesz się jego królem. Taki paradoks. Strach i władza jednocześnie. Poczucie wolności. Szczęśliwa samotność w obłędnych krajobrazach. Przyroda i możliwość jej podziwiania. Piękno aż do bezdechu. Ten stan, w którym chłoniesz otaczający świat wszystkimi zmysłami, całym sobą. Kiedy „widzisz skórą”.

Bieganie to wyrywanie się z betonowej dżungli. Spotkania, wyjazdy, znajomości i przyjaźnie możliwe tylko dzięki temu. Kradzione chwile podczas podróży rodzinnych. To biegi ultra; osobna historia, kiedy przyjeżdżam w Bieszczady i przecież wszyscy jesteśmy Rzeźnikami.

Bieganie to ta jedna rzecz tylko moja, mój mały kawałek świata. Moja przestrzeń w życiu, w związku, w małżeństwie, w rodzinie. Chwile tylko dla mnie. Jestem tylko ja, mój oddech, bicie serca, zmęczenie, wysiłek i tętent kopyt. Farmakon – lekarstwo i trucizna jednocześnie, ból i euforia, udręka i ekstaza.
Bieganie to wolność, panie doktorze.

Ciekawa jestem, czym jest bieganie dla tych, którzy czytają największy portal biegowy w tym kraju? A na spacer pójdę dzisiaj. 

_____________________
Marta Kijańska–Bednarz; mówi o sobie
„literatka”. Ur. w Warszawie w 1978 r., studiowała w Warszawie i
Krakowie (ochrona środowiska, dziennikarstwo i pisarstwo). Mieszka w
stolicy, chociaż wolałaby w górach. Ma na swoim koncie 4 tomiki poezji
oraz 2 powieści: „(nie)winna” i „Jutro właśnie nadeszło”. Była
felietonistką miesięcznika literackiego „Bluszcz”, portalu NaTemat.pl. i
magazynu „Kingrunner Ultra”, pisuje do polskabiega.pl. Bieganie jest
jej największą pasją (9 maratonów, 9 biegów górskich na dystansie ultra,
w tym 3 powyżej 100 km).  Jej profile społecznościowe: Instagram i FB.

Fot. Gintare Grine, Trail Running Factory Mont Blanc camp

Możliwość komentowania została wyłączona.