21 marca 2019 Redakcja Bieganie.pl Lifestyle

psia kupa


Zima skończyła się dziś oficjalnie. Śnieg, którego z racji zmian klimatycznych prawie nie było, stopniał dawno. Teraz czas na marcujące się koty, bazie, forsycje, pierwsze kwiaty i wydzierające się wróble.

A trawnik psią kupą stoi.

Czy w mieście, czy na przedmieściu, w wiosce, czy lesie, psy załatwiają się, jak Polska długa i szeroka. I wszystko dobrze, procesy trawienne w porządku, jest powód do zadowolenia, ale dobrze, gdyby TO sprzątać. Nie, nie biegam po trawnikach, ale nie szkodzi, psy srają również na chodniki.

Chciałabym używać milszych dla oka i ucha słów, ale dosadnie dociera lepiej.

Dociera tak świetnie, jak świetnie dociera psia kupa we wszystkie szparki i wgłębienia mojej i nie tylko podeszwy. To raz. Dwa, kupy nie pachną, no niestety, Drodzy Państwo, czy pies jest na diecie wegańskiej, fruktariańskiej, czy trawiastej, kupa śmierdzi i NIE jest nawozem. Trzy – nawet fantazyjnie zawinięte precelki oka nie cieszą.

Pies sra, pan patrzy. Trzy machnięcia łapą, w tył zwrot. Poszli.

Nie zareaguję, bo ostatnio można dostać nożem w szyję, gdy się poprosi, żeby ktoś przeparkował auto, to co dopiero, gdyby zwrócić uwagę, sprzątnij pan to, co wyszło z pupki pupilka. Tymczasem TWÓJ pies, TWOJA kupa!

Biegałam rok temu po zabytku klasy zero, parku Villa Borghese w Rzymie. Wielkie platany, kasztanowce, kwiaty, klomby, przycięta trawa, żywopłoty wypieszczone, w samym środku rzeczona Villa a w niej obrazy za zylion. A wokół psy. Dużo dużych i małych. BEZ smyczy, bo mają wydzieloną klombami wielką polanę i gaj platanowy i mogą tam z falującymi uszami biegać, jako i ja biegałam, oraz wielu mi podobnych. I załatwiają się te psy na ubitą ziemię zabytku klasy zero. Ale za każdym razem właściciel wyjmuje z kieszeni torebkę (wiem, ekologia; ale ekologia ekologią, nie da się w rękę wziąć i wynieść do kosza, chociaż na pewno są jakieś eko sposoby i niekoniecznie trzeba foliówkę) i czy to drepczący staruszek, czy dziewczyna w legginsach, biegaczka!, czy elegancka pani w czółenkach i śmiesznym kapelutku – wszyscy schylają się i zbierają. Nie natknęłam się tam na ani jedną psią psotę, a biegałam kilkakrotnie i psów za każdym razem było niczym biegaczy na Półmaratonie warszawskim już niebawem.

Że nie ma wszędzie co 200m koszy z torebkami? To nie jest tłumaczenie. Torebka w kieszeni zajmuje mniej miejsca niż chusteczka do nosa. No, chyba że ktoś „na furmana”.

Co mają wspólnego psie kupy z bieganiem, spytacie. Otóż wiele. Po pierwsze, biegacze też biegają, jak psy, a mimo to nie kucamy na trawnikach niczym Adaś Miauczyński w Dniu Świra. Po drugie, nie raz pojechałam na smrodliwej niespodziance a to grozi kontuzją. Pomijam radość z wybierania TEGO patykiem, żeby potem jakoś wsiąść do samochodu i nie oszaleć. Po trzecie, biegam i widzę. I smutno mi – zamiast cieszyć oczy przebiśniegami czy krokusami; powiedzmy, że w Warszawie mam szansę na podbiał; widzę trawnik usiany ohydnym brązem. Po czwarte, wszystko co jest w psiej kupie, czyli samo zło.

Biegamy, nie śmiecimy – afera podczas zawodów Łemkowyna Ultra Trail’18. Zdyskwalifikowano zawodniczkę, która wygrała, za wyrzucanie opakowań po żelach na trasie. Regulamin regulaminem, ale nawet gdyby, to nie jesteśmy w stanie gór i lasu sprzątnąć tak, jak miasta. Śmieciarze to oczywiście dużo szerszy problem niż biegowe ścieżki, jednak środowisko biegaczy powinno być wzorem, a nie niechlubnym przykładem. Przecież biegamy w naturze, bo ją kochamy! Sądzę, że gdyby chodziło o osobę na mecie 15. lub 80., nikt by nie dyskutował z decyzją organizatora. BRAWO za nią. Z pewnością lepsze jest takie działanie w przypadku zawodnika tej rangi niż gdyby chodziło o mnie. Ten temat nie pozostawia miejsca na jakikolwiek kompromis. Śmiecenie powinno być karane, a zasady są równe dla wszystkich. Nie ma lepszych i gorszych. Tłumaczenie, że to „w ferworze walki”? Biegam po górach, biegam w zawodach, nie ma takiej opcji, żeby nawet w ferworze walki nie wepchnąć opakowania do kieszeni. Tłumaczenie, że inni też tak robią? Słabe. Inni kradną, to ja też?

Piszę jako biegaczka, ale przede wszystkim jako człowiek, który kocha i korzysta z tego świata.

Nie śmiećmy, ale i nie obsrywajmy tego, w czym żyjemy, biegamy i z czego korzystamy.

Dyskwalifikacja i kara również dla właścicieli czworonogów nie sprzątających po swoich podopiecznych. Że kupa to nie śmieć, powiecie Państwo?

Nie idźcie tą drogą… i ty, psie Sabo…

 

____________________

Marta Kijańska–Bednarz; mówi o sobie „literatka”. Ur. w Warszawie w 1978 r., studiowała w Warszawie i Krakowie (ochrona środowiska, dziennikarstwo i pisarstwo). Mieszka w stolicy, chociaż wolałaby w górach. Ma na swoim koncie 4 tomiki poezji oraz 2 powieści: „(nie)winna” i „Jutro właśnie nadeszło”. Była felietonistką miesięcznika literackiego „Bluszcz”, portalu NaTemat.pl. i magazynu „Kingrunner Ultra”, pisuje do polskabiega.pl. Bieganie jest jej największą pasją (9 maratonów, 9 biegów górskich na dystansie ultra, w tym 3 powyżej 100km).  Jej profile społecznościowe: Instagram i FB.

Fot. Gintare Grine, Trail Running Factory Mont Blanc camp

Możliwość komentowania została wyłączona.