25 maja 2019 Redakcja Bieganie.pl Sport

Prefontaine vs Virén


W historii lekkoatletyki rozegrano tysiące, a może nawet miliony biegów. O większości z nich kibice zapominali następnego dnia. Były jednak wyścigi, które przetrwały próbę czasu, były takie pojedynki, o których wciąż się dyskutuje, pomimo upływu dekady, a nawet wieku.
Właśnie bohaterów bieżni, którzy inspirują najbardziej, chcemy przypomnieć w specjalnej serii artykułów. Zaczniemy od pojedynku, który w roku 1972 na Stadionie Olimpijskim w Monachium stoczyli Steve „Pre” Prefontaine i Lasse „Flying Finn” Virén.

Niemieckie igrzyska 1972 były pod kilkoma względami wyjątkowe. Po razy pierwszy zaprezentowano oficjalną maskotkę imprezy czterolecia, a został nią przyjazny jamnik Waldi. Dużo mniej przyjazne wydarzenia miały natomiast miejsce dziesiątego dnia rywalizacji. 5 września terroryści z organizacji „Czarny Wrzesień” przedostali się do wioski olimpijskiej, gdzie zabili jedenastu izraelskich sportowców. Opinia publiczna spodziewała się, że igrzyska zostaną zakończone. Nic takiego się nie wydarzyło. Ówczesny przewodniczący MKOL Avery Brundage skwitował swoje stanowisko słowami „The games must go on”. O ironio, oficjalne hasło Igrzysk XX Olimpiady brzmiało: „Die heiteren Spiele” („Wesołe igrzyska”).

W atmosferze strachu i wypaczenia ideałów Pierre’a de Coubertina, 10 września rozegrano finał biegu na 5000 metrów mężczyzn. Do startu szykowała się elita ówczesnych długodystansowców. Belg Puttemans, który ledwie tydzień wcześniej zdobył srebro IO na 10000 m; wracający do pełni sił po kontuzjach mistrz Europy na 5000 m (1969, Ateny) Brytyjczyk Ian Stewart; czy multimedalista olimpijski z Tokio i Meksyku na 5000 m i 10000 m Tunezyjczyk Mohammed Gammoudi. Kibiców najbardziej rozgrzewały jednak dwa nazwiska: Prefontaine i Virén.

Pierwszego nazywano Dumą Oregonu, choć tak naprawdę był największą nadzieją biegów długich całych Stanów Zjednoczonych (na naszym portalu można przeczytać więcej o „Pre" w artykule Jakuba Jelonka). Drugi, kilka dni wcześniej sięgnął po olimpijskie złoto na 10000 m. Viréna zaliczano do ostatniego biegacza z generacji „Flying Finn”. Generacji zapoczątkowanej przez fińskich długodystansowców międzywojnia, z Paavo Nurmim na czele.

W tamtych czasach lekkoatleci z Ameryki i Europy rywalizowali ze sobą od święta. Virén startował głównie na Półwyspie Skandynawskim, Prefontaine najczęściej na swoim ukochanym Hayward Field w Eugene. Stając bark w bark w Monachium byli dla siebie niemal zupełnie obcymi ludźmi. Cały lekkoatletyczny świat wiedział jednak jedno. Steve Prefontaine preferuje agresywny front-running. I właśnie takiego odważnego biegania ze strony Amerykanina mógł spodziewać się Lasse Virén. Co mógł wiedzieć „Pre” o konkurencie? Że zdobył już na tych igrzyskach złoto na dystansie 25 okrążeń, bijąc jednocześnie siedmioletni rekord świata Australijczyka Clarke’a. Krótko mówiąc, że Fin był w piekielnej formie.

Uwaga, tzw. „spoiler"! Większa część finału na 5000 m z IO Monachium.

Finał biegu na 5000 m miał dwie fazy. W pierwszej, trwającej do 3400 metra, niewiele się działo. Zawodnicy poruszali się w zwartej grupie z tą różnicą, że Virén pilnował krawężnika, a Prefontaine wyglądał na człowieka, który totalnie nie potrafi znaleźć dla siebie dogodnego miejsca w stawce. Obiegał, wyprzedzał, żeby po chwili dać się ominąć. Tracił siły, nadrabiał dystans, nie wyglądał jak pewny siebie „Pre” z amerykańskich bieżni. W USA zaledwie 21-letni biegacz pochodzący z Coos Bay przerastał rywali o głowę. Natomiast, gdy znalazł się w gronie wyjadaczy z całego świata, jakby stracił rezon. Wyprzedzanie rywali po drugim torze na wirażu, w momencie, gdy wcale nie ważyły się losy biegu, mówi wiele o tym, jak nerwowo poruszał się Prefontaine. A Virén? Jak na Fina przystało biegł bez emocji, rozgrywał swoje zawody na chłodno, oszczędzając siły na końcówkę.

Jeszcze przed rozpoczęciem igrzysk Prefontaine zapowiadał, że chce pobiec ostatnią milę w 4 minuty i będzie to prędkość, która da upragniony medal olimpijski (czyli około 2.30/km). Kiedy więc nastały cztery okrążenia do mety, Amerykanin ruszył, rozpoczynając długi tempowy finisz. Virén natomiast nie odpuszczał krawężnika ani na moment, leciał blisko bandy na jednej z końcowych pozycji. Atak Prefontaine’a momentalnie rozciągnął grupę. Fin stopniowo przesuwał się z ogonów, żeby równo na 3 okrążenia do mety być o krok za rywalem z Ameryki.

Wydawało się, że „Pre”, podobnie jak to robił na swojej ziemi w Eugene, odgrywa właśnie biegową sztukę, za którą kochali go kibice. Agresywny, odważny, rockandrollowy biegacz frunął na czele grupy, z każdym kolejnym metrem dokładając prędkości. Virén trzymał się jednak pleców rywala bardzo konsekwentnie i kiedy do końca wyścigu zostało już tylko 800 metrów, przypuścił atak. Prefontaine szybko skontrował. Dwieście metrów dalej ponownie wyszedł na prowadzenie. Znowu można było odnieść wrażenie, że ruszył, że ucieknie i ogra wszystkich koncertowo. Virén jednak wcale nie zamierzał odpuszczać. Zaatakował na okrążenie do końca, chwilę później „Pre” został wyprzedzony także przez  Gammoudiego. Gdy wydawało się, że dla Amerykanina bieg się już skończył, ten znowu szarpnął i atakował konkurentów z trzysetki.

Prefontaine nie wytrzymał. Próba wyprzedzania na przeciwległej prostej zakończyła się niepowodzeniem. Można spekulować, że to właśnie tam rozegrał się właściwy finał opisywanego tu pojedynku. Amerykanina pogrążyło jednak dopiero ostatnie sto metrów. Przegrał olimpijski brąz z Brytyjczykiem Stewartem, dając się pokonać praktycznie na samych kratach. Niezagrożony triumfował za to Virén, dokładając do wygranej na 10000 m, drugi złoty medal na 5000 m. Rzeczywiście, zgodnie z przedstartowymi przewidywaniami „Pre”, ostatnia mila w 4 minuty dała zwycięstwo.

Ostatnia mila na 5000 m z IO Monachium z angielskim komentarzem

Czołówka finału na 500 m IO Monachium
1. Lasse Viren     FIN     13:26.4
2. Mohamed Gammoudi TUN     13:27.4
3. Ian Steward     GBR     13:27.6
4. Steve Prefontaine USA     13:28.4
5. Emiel Puttemans     BEL     13:30.8
6. Harold Norpoth     FRG     13:32.6

Prefontaine wrócił do kraju z wielkim niedosytem, ale też z determinacją, żeby z następnych igrzysk przywieźć upragniony medal. Znowu seryjnie zaczął poprawiać rekordy życiowe, które w wielu przypadkach były również rekordami USA (na dystansach od 2000 m do 10000 m). Wciąż był niesamowicie młody, na kolejnych igrzyskach miałby dopiero 25 lat. Nie dane mu jednak było pojechać do Montrealu, zginął rok przed igrzyskami rozbijając się swoim kabrioletem MGB na jednej z przydrożnych skał. Do Kanady dotarł za to w doskonałej formie Lasse Virén. Fin podobnie jak cztery lata wcześniej w Niemczech ustrzelił dublet – złoto na 5000 m i 10000 m.

Na tym kończy się historia pojedynku ognistego i przebojowego Prefontaine’a z wyrachowanym Virénem z zimnej Finlandii. Nieco burzą cały obraz czystej, sportowej rywalizacji pogłoski o tym, że Virén poza starannym przygotowaniem do docelowych zawodów, poza talentem i ciężką pracą, osiągnął swój sukces dzięki przetaczaniu krwi. Skandal wybuchł na następnych igrzyskach w Montrealu, jednak trzeba podkreślić, że w roku 1972 takie praktyki nie były nielegalne, uznawano je co najwyżej za nieetyczne…


Bieganie to nudny sport? Najbardziej zacięte pojedynki wszech czasów mogą przełamać ten stereotyp. Zapraszamy na serię artykułów poświęconych najciekawszym biegom w historii. Piszcie w komentarzach, o jakich wyścigach chcielibyście przeczytać. Postaramy się odświeżyć najbardziej zakurzone historie.

Możliwość komentowania została wyłączona.