30 sierpnia 2014 Redakcja Bieganie.pl Sport

Od narkomana do ultramaratończyka!


Już w piątek wieczorem najlepsi ultrasi świata staną na starcie UTMB. Wśród nich znajduje się Timothy Olson, który ma w swoim dorobku czwarte miejsce na zeszłorocznej edycji imprezy i dwukrotnie zwycięstwo w prestiżowym Western States 100. Jednak jego największym sukcesem jest zwycięstwo nad… własnymi słabościami. Poznajcie motywującą historię Olsona.

Tekst jest tłumaczeniem artykułu opublikowanego w serwisie irunfar.com
(autor – Timothy Olson).

x5.jpg

 

„Po prostu bądź”, powiedziałem sobie brnąc przez ostatnie kilometry wyścigu Lake Sonoma 50 w zeszłym tygodniu. Kiedy dajesz z siebie wszystko, trudno czuć się dobrze przez cały czas. Przebywanie poza strefą komfortu i pogodzenie z tym faktem to ważny element biegania ultra. Dość łatwo jest biec spokojnie, z poczuciem komfortu i utrzymywać ten stan aż do mety. Żeby jednak dokonywać wielkich rzeczy, trzeba opuścić strefę komfortu i stać się bezbronnym.

 

Przez wiele lat nie byłem zadowolony z tego, kim jestem. Pokochanie siebie i zwykłe „bycie sobą” sprawiało mi wiele problemów. Wszyscy mamy kompleksy i trudno poczuć się prawdziwie wolnym, kiedy czarne myśli tłoczą się do głowy. Bryon Powell [prowadzący serwis irunfar.com – przyp. tłum.] spytał mnie w wywiadzie, którego udzieliłem zanim Dakota [Jones] skopał mi tyłek: co uczyniło ze mnie mocnego ultrasa? Podczas dzisiejszego biegu zajrzałem wgłąb siebie i zastanowiłem się, jak to naprawdę ze mną jest.
Nigdy nie byłem świetnym biegaczem, wyjątkowym sportowcem. Wszystko, co w życiu osiągnąłem, kosztowało mnie mnóstwo cięzkiej pracy i poświęceń. To samo tyczy się biegania ultra. Wydaje mi się, że w szkole średniej biegałem przełajową piątkę w około 16 minut. Nie mam zbyt wiele talentu, ale lubię stawiać  sobie wyzwania i sprawdzać, na co mnie stać.
Po maturze bardzo się pogubiłem. Nie wiedziałem kim jestem ani kim chcę zostać. Brakowało mi pewności i akceptacji siebie, co prowadziło do podjęcia wielu złych decyzji. Mimo, że w czasach szkolnych nie imprezowałem, teraz zacząłem eksperymentować z narkotykami i alkoholem. W desperackiej próbie dopasowania się do innych starałem się być bardziej na luzie, pomagając sobie różnymi dopalaczami. Łatwo było mi polubić tego nowego siebie i uzaleznić się od alkoholu i prochów. One pomagały mi zyskać wolność od przejmowania się tym, co myślą o mnie inni ludzie. Dokonałem wielu złych wyborów, zrujnowałem swój organizm i wylądowalem w więzieniu (za posiadanie, 10 lat temu). Nawet kubeł zimnej wody w postaci chłodu krat, za którymi mnie zamknięto, nie zdołał wyrwać mnie z nałogu i folgowania zachciankom. Przez kolejne kilka lat poddawałem swoje ciało torturom, umknęło mi wiele ważnych wydarzeń i straciłem sporo przyjaciół. Na studiach nie biegałem przełajów, nie startowałem też na bieżni. W pewnej chwili wyleciałem ze studiów na jakiś czas i szczerze nienawidziłem się za to, kim się stalem. Nie byłem szczęśliwy. Poza chwilami na haju, wciąż miałem doła. Wiedziałem, że trzeba coś zmienić, ale jak?
 
Po kilku latach spędzonych pod opieką kuratora, kiedy to stale przypominano mi, że jestem przestępcą, a ja staczałem się w coraz głębszą otchłąń depresji i nienawiści do siebie samego, chciałem po prostu ze sobą skończyć. Pamiętam, jak brałem prysznic próbując wytrzeźwieć i łkałem histerycznie. Chciałem umrzeć, choć gdzieś w moim wnętrzu toczyła się walka o to, bym się nie poddał. Poczułem, że muszę udowodnić światu – i sobie – że się myli co do mnie. Doświadczyłem swego rodzaju przebudzenia, podjąłem decyzję, by skończyć ze słabością i zacząć żyć naprawdę.

2.jpg
W Fort Collins, po "przebudzeniu"
Bieganie uratowało mi życie. Na początku biegałem po to, żeby usunąć z organizmu toksyny. Biegałem, by zapomnieć i odnaleźć spokój duszy. Biegałem, bo tylko to mogłem zrobić – i bieganie mnie uleczyło. Pomogło zajrzeć w głąb siebie, przebaczyć sobie, zaufać i wyciągnąć naukę z tego, co było. Bieganie uwolniło uczucia wszelkiego rodzaju: na drodze do zdrowia płakałem, śmiałem się, krzyczałem i wymiotowałem.

Zmiana nie zaszła w ciągu jednego dnia, ale pojawiły się takie chwile, w których życie stawało się jasne i czyste a ja znów pragnąłem żyć. Zacząłem codziennie biegać i po jakimś czasie, kiedy porządnie wytrzeźwiałem, otrząsnąłem się i byłem „czysty”, podjąłem się trenowania miejscowej drużyny przełajowej w liceum, w sądziedztwie którego dorastałem.

To doświadczenie zmieniło moje życie. Podjąłem się pomóc tym dzieciakom i zachęcić ich, by podejmowali w swoim życiu właściwe decyzje. Okazało się jednak, że miało to zbawienny wpływ na mnie. Uczyniłem z biegania frajdę dla nich, a w zamian moja własna miłość do biegania stale rosła. Zapisałem się na pierwsze zawody na 5 km i zacząłem trenować (w stylu Forresta Gumpa). W większości były to biegi po bocznych drogach i polach Wisconsin, ale dzięki nim czułem się wolny. To było o wiele lepsze dla mojego ciała niż rozbijanie się autem po mieście z radiem odkręconym na maksa i nadużywanie prochów. 

W końcu skończyłem studia i nic nie mogło już mnie powstrzymać. Dzień po zakończeniu roku w szkole, w ktorej pracowałem, wyruszyłem w podróż. Tylko ja i mój pies, i autostrada aż po horyzont. Mieszkaliśmy w aucie i podróżowaliśmy w stronę wybrzeża Pacyfiku. Po drodze biegałem po wszystkich pięknych szlakach, jakie udało mi się znaleźć. Miałem wiele frajdy biegając po wzgórzach Fort Collins w stanie Kolorado. Spałem pod gwiazdami w The Maze – kanionach Parku Narodowego Canyonlands w Utah. Zbiegłem na dno Wielkiego Kanionu i spędziłem tam noc. Przez cały ten czas nie miałem pojęcia, że istnieje coś takiego jak biegi ultra, tym niemniej byłem już zakochany w pięknych krajobrazach amerykańskiego Zachodu i wiedziałem, że moje miejsce jest właśnie tam.

3.jpg
W Labiryncie (the Maze)
Wróciłem ze swej wyprawy na Zachód, wreszcie pogodzony z tym, kim jestem. Czułem głęboką więź pomiędzy moją duszą a pięknem przyrody. Kilka miesięcy później poznałem moją przyszłą wspaniałą żonę, Kristę. Było to ostatniego dnia jej pracy w kafejce w moim rodzinnym mieście. Kiedy ją zobaczyłem, wiedziałem, że chciałbym się z nią umówić. Tego samego wieczoru poszliśmy na randkę i żeby nie przedłużać powiem tylko tyle, że pokochaliśmy się i zdaliśmy sprawę, że znaleźliśmy swoją drugą połówkę. Zarówno Krista, jak i jej tata – czyli mój teść (z którym pobiegłem swój pierwszy maraton) – interesują się bieganiem.  Wpasowałem się więc doskonale. Razem z Kristą chodziliśmy biegać i stało się to naszym stylem życia, zwyczajem, któremu hołdujemy co dnia. Uwielbiam biegać samemu, z żoną, przyjaciółmi, a teraz także z synkiem!

4.jpg
Olson z Kristą.
Wracając do pytania, które zadał mi Bryon – co było iskrą, która spowodowała, że dzisiaj odnoszę sukcesy w bieganiu ultra? Po latach nieświadomości kim jestem  i niszczenia własnego ciała zyskałem pewność, że pragnę od życia czegoś więcej. Nie chcę siedzieć na kanapie, niszczyć własne szare komórki i patrzeć, jak moje ciało obraca się w proch. Byłem świadkiem tego, jak moi znajomi popadają w otchłań nałogów,  niszczą swoje życie, kończą w więzieniu, popełniają samobójstwo, nadużywają prochów i tracą rozum. To przebudzenie rozpaliło coś we mnie; coś, co sprawiło, że zapragnąłem żyć i cieszyć się życiem w pełni. Byłem w złych, ciemnych miejscach, ale dzięki tym doświadczeniom nabrałem nowych sił. Pokonałem przeciwieństwa i czuję, że bije we mnie lwie serce: silne, nieustraszone i nieugięte. Każdego dnia staram się ze wszystkich sił. Mam nadzieję, że moje starania przynoszą nadzieję i radość ludziom napotkanym na mojej drodze. 

Wszyscy mamy swoją historię i pewnie każdy nas kiedyś coś schrzanił. Możemy pozwolić, żeby tamte chwile nas przygniotły i unieruchomiły. Przeszłość może sprawić, że poddamy się i przestaniemy żyć naprawdę. Ale możemy też powstać i postarać się głęboko przeżyć każdy dzień w szczęściu i pokoju. Nauczyłem się, że nasz umysł i serce są równie mocne, co mięśnie. Uwierz w siebie, w miłość, w pozytywne nastawienie oraz w to, że można dokonać rzeczy niemożliwych. Nigdy się nie poddawaj i ani się obejrzysz, a przebiegniesz 100 mil!

Wyniki konkursu opublikujemy wkrótce w osobnym artykule.

Możliwość komentowania została wyłączona.