25 lipca 2014 Basia Muzyka Sport

Dynafit Run Adventure


W ubiegły weekend trochę w cieniu Festiwalu Dolnośląskiego odbyła się górska impreza biegowa, podczas której można było przebiec ok. 110 km lub ok. 80 km w przeciągu trzech dni. To pierwsza tego typu impreza etapowa w terenie w Polsce, dlatego może frekwencja nie była oszałamiająca, a uczestnicy to w przeważającej większości zaprawieni w górach biegacze, dla których niewiadomą mogły być wyścigi dzień po dniu. Całość odbywała się w pięknych okolicach Beskidu Śląskiego i Żywieckiego z bazą w Istebnej Zaolzie. Dla chętnych do wyboru były dwie trasy: Trophy (dłuższa) oraz Challange (krótsza) oraz dwa sposoby rywalizacji: indywidualnie lub w 2-osobowych zespołach. 

fot. http://www.runadventure.pl/
Przed startem
Przyjazd do Istebnej w czwartek wieczorem, szybki odbiór pakietu startowego (numer startowy + opaska na rękę uprawniająca do korzystania z bufetów na trasie i mecie), krótka odprawa (nic ponad to, co napisane w Regulaminie, ale jest sympatycznie, jak to na odprawach). Na miejscu rozwieszone duże dokładne mapy tras, można sobie przeanalizować ich przebieg. Potem na kwaterę i odpoczynek do rana.
Dzień I. Etap na Wielki Stożek
Start o godz. 8.00. Przed gwizdkiem wszyscy spokojni, nawet jacyś ślamazarni, nikt nie rwie się do stref startowych. Dopiero kilka minut przed startem spiker musi zachęcać do ustawienia się w boksach. Pogoda całkiem znośna, ciepło, ale bez upału. Ruszamy. Biegnie razem 150 osób, w tym całkiem niemało kobiet. Trasy rozdzielają się na 9 km, większość uczestników wybrała trasę dłuższą Trophy, która leśnymi ścieżkami i drogą szutrową, a nawet kawałeczkiem asfaltu prowadzi na grzbiet Wielkiego Stożka na Kyrkawicę, aby tam w najwyższym punkcie (Kiczory 989 m n.p.m.) połączyć się znów z trasą krótszą Challenge. Dalej trasa wiedzie górskimi ścieżkami, aby przez Kubalonkę przez ciekawe odcinki błotne znów zawitać do Istebnej. Trasa dość dobrze oznaczona pomarańczowymi taśmami, ale w wielu miejscach następują nagłe skręty, więc trzeba być bardzo uważnym. Kilka osób niestety traci uwagę i musi potem trochę nadrobić. Na Trophy biegacze mają do dyspozycji po 3 bufety (woda, izotonik, owoce: pomarańcze, banany, grejpfruty oraz batony i żele), a na Challange 2. Meta na trawiastym stadionie, gdzie pod dostatkiem wody i izotonika, owoców (pomarańcze, grejpfruty, banany, arbuzy), bułek z serem i szynką oraz makaronu (sos pomidorowo-mięsny lub borówkowy). Z bufetów można korzystać bez ograniczeń. Utrudzeni biegacze mają także do dyspozycji kąpiele pod prysznicem lub w chłodnej wodzie w strumieniu Olza, z których tłumnie zażywają. Po biegu długodystansowcy dzielą się między sobą wrażeniami wylegując się w słońcu na trawie lub w cieniu wielkich balonów. Wielu korzysta z masaży, do których kolejka jest długa i niekontrolowana, ale atmosfera jest bardzo wyluzowana, a masażyści sprawni, więc każdy chętny jest przepuszczony przez ich sprawne dłonie. Z opóźnieniem zaczyna się dekoracja zwycięzców I-szego etapu i już wiadomo, jak mniej więcej będzie przebiegać rywalizacja, kto ma szanse na podium w generalce, a kto raczej nie. Ale nikt tu nie może być pewniakiem, bo wyścig trwa 3 dni i wiele się może wydarzyć, a etapówka rządzi się swoimi prawami. Wszyscy stojący na podium dostają medale i gromkie brawa.
Dzień II. Etap na Wielką Raczę 
Zbiórka biegaczy zwołana na długo przed startem, gdyż do Rycerki Górnej, skąd będziemy ruszać trzeba jeszcze dojechać (dobrą godzinę) autobusami organizatora. Ranek jest chłodny, ale prognozy na ten dzień są baaaaardzo upalne. Tym razem już na samym starcie trasy krótsza i dłuższa się rozdzielają – Trophy prowadzi żółtym szlakiem stromo pod górę na najwyższy szczyt tego dnia Wielką Raczę (1236 m n.p.m.), potem zbieg czerwonym szlakiem, gdzie w okolicy Beskidu Granicznego łączy się z Challenge. Gdy wybiega się z lasu coraz więcej palącego słońca, coraz goręcej. Prawdziwe piekło dosięga biegaczy pod Zwardoniem osiągając szczyty spiekoty na szutrach i asfaltach pod Koniakowem. Piękne widoki są jedynym plusem takiej pogody w tym miejscu. Organizatorzy dobrze zabezpieczają trasę w miejscach przebiegu przez drogi, trasa taśmami oznaczona bardzo wyraźnie, dziś chyba nikt się nie gubi. W końcu upragniona meta, cień, trawa, bufet, strumień, prysznic. A po długim oczekiwaniu także masaż oraz dekoracja i odprawa.
Dzień III. Etap na Baranią Górę i Malinowską Skałę
Co nie bolało po pierwszym dniu, już po drugim boleć zaczęło. Dzień najtrudniejszy – zapowiadają największy upał, narasta zmęczenie i ból, trasa o wiele dłuższa od poprzednich. Po starcie biegniemy razem szerokimi szutrami, aż wspinamy się na szczyt Baraniej Góry (1220 m n.p.m.), gdzie drogi Trophy i Challenge się rozchodzą. Dłuższa trasa wiedzie jeszcze urokliwym zielonym szlakiem na Malinowską Skałę. Potem piękny zbieg czerwonym szlakiem i skręt w szeroką „niekończącą się” szutrową drogę na północno-zachodnim zboczu masywu Baraniej Góry. W końcu upragniona końcówka znana z I-szego etapu i już meta. Każdy z biegaczy, który ukończył 3-dniowy wyścig otrzymuje na mecie jaskrawożółtą koszulkę „finiszera”. I znów trawa, bufet, potok, prysznic. Dekoracja III etapu i generalki przebiega dość sprawnie. Ze względu na dość małą, jak na taką imprezę, frekwencję prawie każdy dzierży w dłoni puchar, a jeszcze wiele miejsc na podium zostało wolnych. Aż dziw bierze, że tak mało osób zdecydowało się na udział, a przecież limity czasu dotarcia do mety były bardzo luźne.
10477563 509078469225260 5783748422478351477 o
http://www.runadventure.pl/
Jeszcze tylko wspólna fotka i już trzeba się rozstać, lecz na koniec organizator zaprasza na kolejny wyścig w tej formule na 1-3 maja 2015 r. Warto zakreślić w kalendarzu.

Możliwość komentowania została wyłączona.

Avatar photo
Basia Muzyka

amatorka biegania, maratonka i ultramaratonka, joginka, instruktorka rekreacji ruchowej z dyplomem AWF w Warszawie. Rekordzistka trasy Biegu Rzeźnika (2007 i 2008) i pierwsza kobieta, która ukończyła Bieg Rzeźnika HardCore. Od 2015 roku koordynatorka parkrun Warszawa-Ursynów.