12 marca 2019 Redakcja Bieganie.pl Trening

Metoda Feldenkraisa dla biegaczy i sportowców – mobilność


Zacząłem mieć pewne wątpliwości czy w poprzednim artykule dotyczącym
metody Feldenkraisa dla sportowców, wyraziłem się wystarczająco
precyzyjnie. Dla jasności zatem: metoda Feldenkraisa nie jest żadnym
rewolucyjnym systemem treningowym dla biegaczy. W ogóle nie jest żadnym
systemem treningowym (w rozumieniu treningu fizycznego). Ok, a zatem
jest to pewnie nauka techniki biegu? Również nie. Przynajmniej nie w
klasycznym rozumieniu.

Czym naprawdę zajmujemy się w Metodzie Feldenkraisa?

Nigdzie nie spotkacie się z „techniką biegu wg metody Feldenkraisa”. Metoda Feldenkraisa jest metodą pracy z układem nerwowym człowieka poprzez ruch. Jej praktyka z całą pewnością może wpłynąć na to jak biegasz (i nie tylko), ale założenia metody stoją w silnym kontraście do mnogich obecnie na rynku ofert nauczania „poprawnej” techniki biegu.

Żeby wyjaśnić różnicę, to zamiast biegu posłużę się przykładem bardziej podstawowej funkcji jaką jest oddychanie. Istnieje mnóstwo różnych szkół i technik oddechowych, które powiedzą Ci jak „powinieneś” oddychać i jakie korzyści dzięki temu osiągniesz. W jednej usłyszysz, że poprawny i głęboki oddech odbywa się wyłącznie za pomocą ruchu przepony w jamie brzusznej. Ale gdzie indziej za chwilę przeczytasz, że zaraz zaraz – ruch oddechu w klatce piersiowej jest kluczowy dla mobilności kręgosłupa piersiowego i żeber! Tylko klatka! A oddech wcale nie ma być głęboki tylko płytki. Inny ekspert radzi, żeby na wydechu aktywnie pracować mięśniami brzucha, gdyż dbamy w ten sposób o naszą stabilizację centralną. Ale jeszcze inny specjalista zaprotestuje, że na wydechu brzuch powinien być miękki jak masło. Ktoś uczy oddychania tylko nosem. Ale kolejny guru będzie radził oddychać głównie ustami z głośnym dźwiękiem na wydechu. Tylko to zapewni głęboką relaksację i ukoi zszargane nerwy. Aha, no i oczywiście wydech powinien być dłuższy niż wdech. Albo może i odwrotnie.

Skrajne opinie wyrażane przez tzw. ekspertów w sprawie tak elementarnej jak oddech mogą budzić pewną dezorientację. Jak zatem powinienem oddychać? Dowcip polega na tym, że poprawny wzorzec oddechowy jest wbudowany w nasz układ nerwowy. Przychodzimy na świat z bardzo niewielką ilością rzeczy wrodzonych. Ale oddech jest właśnie jedną z nich! Więc każdy z nas umie „poprawnie” oddychać. To znaczy, każdy z nas posiada w układzie nerwowym tę właściwą funkcję aktywacji połączeń nerwowych.

Tylko, że to wcale nie oznacza, że każdy z nas oddycha „poprawnie”. Absolutnie nie. Powszechne restrykcje w tej niezbędnej do życia funkcji są jednym ze znaków rozpoznawczych naszych czasów. Problemem nie jest jednak to, że czegoś nie robimy, a właśnie to, że coś robimy, jednocześnie nie zdając sobie z tego sprawy. Przykładowo, jeśli mięśnie wzdłuż pleców i mięśnie międzyżebrowe są w stanie chronicznej kontrakcji, która staje się tak nawykowa, że już niemożliwa do wyczucia, to z całą pewnością nasz proces oddechowy zostanie częściowo zaburzony. Chroniczna aktywacja pewnych połączeń nerwowych prowadzi do chronicznej inhibicji innych. Istota rzeczy tkwi jednak w tym, że w naszym układzie jest czegoś za dużo, a nie za mało. Oddychamy w ograniczony sposób ze względu na nasze nieuświadomione nawyki ruchowe i zbędny wysiłek mięśniowy. Ale nie dlatego, że ktoś nas nie nauczył poprawnego sposobu oddechu.

Tak naprawdę poprawny sposób oddechu nie istnieje. Istnieje natomiast nieskończona liczba możliwych konfiguracji ciała i sytuacji, w których możemy się znajdować. Możemy stać, leżeć na plecach, leżeć na boku, leżeć na brzuchu, stać na głowie, spać, jechać na rowerze, śpiewać, pływać, skakać, biec, jeść i tak dalej i tak dalej. Każda z tych sytuacji będzie wymagać czegoś innego od aparatu oddechowego, zależnie od ułożenia ciała, relacji z grawitacją, zapotrzebowania na tlen oraz zaangażowania układu mięśniowego do innych czynności. Absurdalny jest pomysł opisania dla każdej z tych możliwości poprawnego sposobu oddechu. Nasz aparat oddechowy i układ nerwowy są jednak tak niewyobrażalnie złożone, że działając poprawnie, automatycznie znajdą optymalne rozwiązanie w każdej możliwej konfiguracji. Gdyby natura chciała, żebyśmy oddychali tylko za pomocą przepony, to po co wyposażała by nas w niesamowicie skomplikowany kompleks klatki piersiowej, który zawiera prawie 100 (!) ruchomych stawów? Jeśli chciałaby, żebyśmy oddychali tylko przez nos, to po co dawałaby nam możliwość oddechu ustami? Każdy aspekt układu oddechowego ma swoje zastosowanie, zależnie od sytuacji w jakiej się znajdujemy.

Istnieje około 50 lekcji ruchowych pochodzących od Feldenkraisa, które dotyczą bezpośrednio procesu oddechowego. Pojawiają się w nich najprzeróżniejsze i najdziwniejsze instrukcje łączące oddech z wieloma konfiguracjami ciała i obrazami mentalnymi. Można być naprawdę zaskoczonym tym, jak szalone rzeczy można robić ze swoim aparatem oddechowym. Kluczowe jest jednak to, że celem tych instrukcji jest eksploracja, a nie zalecenie. Feldenkrais nigdy w trakcie tych lekcji nie mówi: na co dzień powinieneś oddychać tak lub tak. Wszystkie te dziwaczne eksperymenty są po to, żeby odkryć jak oddychasz i również które części aparatu oddechowego zniknęły z Twojej świadomości. Używając nienawykowych sposobów oddechu i pozycji możesz je przywrócić z przedwczesnej emerytury. Jeżeli przyczyną istniejącego ograniczenia w procesie oddechowym była jakaś nawykowa sztywność, to poprzez zwiększenie naszej wrażliwości jesteśmy w stanie zredukować ten nadmiarowy wysiłek. Ten sam zbędny wysiłek, który siłą rzeczy musi ograniczać naszą mobilność również w innych aktywnościach, nie tylko w oddychaniu. To prowadzi do pewnego zaskakującego wniosku: w rzeczywistości poprawi się więc cała ogólna postawa i swoboda ruchu. Oznacza to, że odkrywając potencjał aparatu oddechowego, bezpośrednio wpływamy na funkcjonowanie całego organizmu. Osiągnięcie takiego efektu za pomocą obsesyjnego forsowania jednego konkretnego sposobu oddechu jest mało prawdopodobne.

Jest sprawą jasną, że między oddechem a bieganiem czy innymi bardziej zaawansowanymi funkcjami istnieją fundamentalne różnice. Biegać, pływać, grać na pianinie, pilotować samolot, rozwiązywać problemy matematyczne i tak dalej musimy się nauczyć, bo z tym się nie rodzimy. To co napisałem w żaden sposób zatem nie dowodzi, że nie mogą istnieć skuteczne techniki nauczania wymienionych rzeczy. W przypadku biegania konkretnie, zdania na temat zasadności istnienia takich technik są mocno podzielone i do tej pory nie ma niezbitych dowodów w ani jedną ani w drugą stronę. Rozstrzyganie tej kwestii nie jest celem tego artykułu. Przykład dotyczący oddechu służył zobrazowaniu eksploracyjnego charakteru lekcji ruchowych Metody Feldenkraisa. Faktem jest jednak, że podobnie jak w przypadku oddychania, opinie specjalistów w temacie techniki biegu są skrajnie różne. Nie jest możliwe, żeby wszyscy mieli rację, gdyż zalecenia bardzo często się wzajemnie wykluczają. Jeżeli zatem chcesz podążać tą drogą, to wniosek nasuwa się jeden: musisz dobrze przemyśleć wybór swojego eksperta.

Żeby zobrazować różnicę na jeszcze inny sposób, posłużę się następującą analogią. Wyobraź sobie, że jesteś w obcym mieście, którego kompletnie nie znasz i chcesz dotrzeć z punktu A do punktu B. Szukasz pomocy u przypadkowego przechodnia. I teraz rozważmy dwa scenariusze. W pierwszym dostajesz szczegółowe instrukcje: najpierw skręć w prawo, potem w lewo, potem przez skwerek, potem ulicą kogoś tam, potem w lewo i tak dalej… Pozornie brzmi dobrze, ale jeżeli chociaż w jednym miejscu źle skręcisz, bo coś przekręciłeś, albo na przykład trafisz na remont uniemożliwiający przejście i musisz pójść inaczej, to jesteś kompletnie zgubiony. Bo zupełnie nie znasz miasta i nie masz żadnych informacji poza tą jedną, liniową instrukcją przejścia. Jeszcze gorzej jeśli okaże się, że instrukcje przechodnia były nieprecyzyjne. W drugim scenariuszu, zamiast instrukcji dojścia do punktu B dostajesz mapę i informację: jesteśmy tu, a Twój cel jest tu. Z mapą w ręku możesz sam zaplanować swoją podróż i w razie potrzeby skorygować pomyłki albo znaleźć alternatywne drogi przejścia. Mówiąc krótko, jesteś w stanie zadbać o siebie sam nie będąc uzależnionym od innych. Proces edukacyjny, który odbywa się w Metodzie Feldenkraisa można porównać do tworzenia mapy. Wcale nie musi być to proces łatwy. Wymaga on bowiem zmierzenia się z własnymi ograniczeniami, co może być znacznie trudniejsze niż oczekiwanie na to, że ktoś inny poprawi nas wprost. Szanując nasze ograniczenia możemy się nauczyć od nich jednak znacznie więcej niż od wszystkich ekspertów razem wziętych.

Mobilność

Na pierwszy rzut oka można by stwierdzić, że z punktu widzenia przetrwania gatunek ludzki miał zawsze dosyć mocno przechlapane. W porównaniu z innymi gatunkami nie dysponujemy ani imponującą siłą ani szybkością. Nie mamy ani groźnych kłów ani wielkich pazurów. Co gorsza, większość kluczowych organów znajduje się gdzieś w rejonie miękkiej jamy brzusznej bez żadnej dodatkowej osłony. Są one więc łatwo dostępne w razie frontalnego ataku. A delikatna głowa, którą może trwale uszkodzić nawet niezbyt mocne uderzenie? Utrzymujemy równowagę na dwóch malutkich powierzchniach (stopach), które nie dają nam solidnej podpory w bezpośredniej walce. Nie nurkujemy na dłużej niż kilka minut, nie latamy w ogóle. Wspinając się po drzewach zostajemy daleko w tyle za innymi. I tak dalej i tak dalej. Na domiar złego, przez pierwszych kilka lat życia dzieci w ogóle nie mają żadnej sposobności zadbania o siebie na własną rękę i możliwość ich przeżycia jest kompletnie uzależniona od ich opiekunów. To znowu stoi w kontraście do innych gatunków, gdzie z reguły młode osobniki mają jakiś elementarny stopień samodzielności, bo na przykład od razu potrafią chodzić albo nawet biegać. Młode kozice górskie tuż po urodzeniu są w stanie nadążyć za stadem w często bardzo trudnym, górskim terenie pełnym przepaści i innych pułapek. Więc już na starcie dysponują całkiem imponującym zakresem umiejętności. Mimo to gatunek ludzki jak na razie nie tylko nie przegrywa walki o przetrwanie, a nawet ją dominuje doprowadzając do zdaje się już dosyć patologicznej sytuacji na naszej planecie.

Zdołaliśmy okiełznać bezkresne stepy, dziką dżunglę, niedostępne góry, piekielną pustynię, lody Arktyki czy mroczne jaskinie. Ludziom udało się przystosować do niesamowicie szerokiej gamy różnych możliwych warunków, skrajnie od siebie różnych i czasem absurdalnie wymagających. Jak pokazuje przykład astronautów, potrafimy żyć przez jakiś czas nawet w stanie nieważkości. Taka zdolność do adaptacji jest nie do pomyślenia w przypadku żadnego innego zwierzęcia żyjącego na naszej planecie. To, że rodzimy się prawie bez żadnych widocznych umiejętności, chociaż na pozór czyni nas bezbronnymi, w rzeczywistości jest naszą najgroźniejszą bronią. Nasz układ nerwowy nie jest bowiem wstępnie „zaprogramowany” na żadną konkretną specjalizację, dzięki czemu jest gotowy na podjęcie procesu edukacyjnego, który okaże się być najprzydatniejszy w danych warunkach i okolicznościach. W ten sposób, oprócz powielania schematów ewolucyjnych, które powstały tysiące lat temu, mamy jeszcze mnóstwo przestrzeni na naukę wysoce wyrafinowanych funkcji. Możemy więc w szczególności gromadzić wiedzę i kontynuować wysiłki naszych przodków nie zaczynając od zera. Odkrycia i pomysły matematyków takich jak Leonard Euler czy Carl Friedrich Gauss były w ich czasach tak rewolucyjne i przełomowe, że nazwiska te trwale zapisały się w historii matematyki. Ale dzisiaj zdolniejsi licealiści startujący w olimpiadach mają te pomysły w małym palcu. Dzięki temu matematyka stale może się rozwijać. Bo to co kiedyś było przełomem, dzisiaj jest elementarne i może być wykorzystywane z łatwością i swobodą.

Fundamentalną jakością ludzką jest zatem możliwość rozwoju w kierunku, w którym chcemy lub potrzebujemy się rozwijać. Zdolność układu nerwowego do adaptacji i reorganizacji zwana jest fachowo neuroplastycznością. Zgodnie z Wikipedią: „neuroplastyczność (plastyczność mózgu) – zdolność tkanki nerwowej do tworzenia nowych połączeń, mających na celu ich reorganizację, adaptację, zmienność i samo-naprawę oraz procesy uczenia się i pamięci. Jest to powszechna cecha neuronów, występująca na wszystkich piętrach układu nerwowego”. Co jest być może zaskakujące, nauka stosunkowo niedawno zaczęła odkrywać fundamentalne znaczenie neuroplastyczności. Jeszcze na początku XX wieku panowało, jak teraz już wiemy kompletnie błędne, przekonanie, że: „w dorosłych ośrodkach nerwowych szlaki nerwowe są ustalone, zakończone, nie do zmienienia. Wszystko może umrzeć, nic nie zregeneruje” (Santiago Ramón y Cajal). Chociaż już w tych czasach pojedyncze jednostki twierdziły, że prawda taka być nie może. Brakowało jednak technologii, które mogłyby jednoznacznie rozstrzygnąć tę kwestie. Dzisiaj wiemy już z całą pewnością, że aż do ostatnich sekud życia, nasz układ nerwowy posiada niesamowity potencjał do zmiany.

Mimo, że w czasach kiedy Feldenkrais tworzył podstawy swojej metody, pojęcie neuroplastyczności nie funkcjonowało w nauce, to Metoda Feldenkraisa opiera się w całości na zasadach, które są zgodne z dzisiejszym stanem wiedzy na ten temat. Znajduje to potwierdzenie w wypowiedziach i publikacjach klasowej światy specjalistów z tej dziedziny, takich jak jak Michael Merzenich, Paul Bach-y-Rita czy Norman Doidge. Mówiąc krótko, Feldenkraisowi udało się zrozumieć i zastosować pewne rzeczy w praktyce, zanim doczekały się one naukowych dowodów. Kiedy w wieku 78 lat prowadził w Amherst w USA swój ostatni trening, ucząc 240-osobową grupę przyszłych nauczycieli jego metody, chodził sobie po sali i przechwalał się: „zobaczcie, naukowcy udowodnili właśnie, że … [coś o działaniu prawej i lewej półkuli mózgu] … a ja używam tego w praktyce już od 30 lat!”. Jeden z moich nauczycieli, Larry Goldfarb (uczestnik treningu w Amherst właśnie) mówił nam (tzn. swoim uczniom): „Wy to macie dobrze. Ja w czasach młodości godzinami przekonywałem bezskutecznie swoich wykładowców, że układ nerwowy dorosłego człowieka może się zmieniać. A teraz o neuroplastyczności mówi się w telewizji śniadaniowej.”

Chociaż nasz układ nerwowy posiada niewyobrażalną wręcz plastyczność, to żeby jednak skutecznie funkcjonować w świecie, potrzebujemy też czegoś co zastąpi nam instynktowne działania zwierząt. Mówiąc krótko, oprócz nauki umiejętności, potrzebna jest nam również zdolność automatyzacji tego czego się już nauczyliśmy. Przecież wsiadając do samochodu, nie możemy za każdym razem uczyć się prowadzić go od początku. Po prostu chcemy zastosować to co już umiemy i dojechać z punktu A do B. Wielokrotne powtarzanie pewnej czynności, prowadzi więc do automatyzacji. Nie do perfekcji! Bo to, że ktoś dojeżdża do pracy autem przez 20 lat tą samą drogą, nie oznacza wcale, że zostanie kierowcą rajdowym. Nawet jeśli spędził za kółkiem tysiące godzin. Istnieje fundamentalna różnica między procesem automatyzacji a procesem rozwoju swoich umiejętności. Automatyzacja opiera się na wielokrotnym powtarzaniu tego samego w ten sam sposób. Proces rozwoju opiera się na szukaniu nowych sposobów zrobienia tego samego. Kluczem do tego procesu jest uważność i zdolność do samoobserwacji.

Umiejętności, które ulegają zautomatyzowaniu stają się naszymi nawykami. Ma je każdy z nas i są one absolutnie niezbędne do życia. Prawdopodobnie lepiej mieć dobre nawyki niż złe. Ale z punktu widzenia Metody Feldenkraisa, to czy Twoje nawyki są dobre czy złe, nie ma specjalnego znaczenia. Interesuje nas bowiem możliwość ich zmiany. Jak dobre by one nie były, jeżeli nie jesteś w stanie ich zmienić, to w pewnym sensie, stajesz się ich niewolnikiem.

Mobilność można więc zdefiniować jako ogólną zdolność człowieka do zmiany. Od zawsze była ona naszą kluczową bronią w ewolucyjnym wyścigu zbrojeń. Niestety, niektórzy mylą ją z pękaniem w bólu podczas robienia skłonu w przód czy innego szpagatu. Ale prawdziwa mobilność to znacznie więcej niż bezmyślne forsowanie zakresu ruchu. Prawdę mówiąc, w ogóle nie ma to nic wspólnego z forsowaniem czegokolwiek.

Gigantyczną mobilność organizmu ludzkiego można rozumieć na wszystkich płaszczyznach: ruchowej, mentalnej i emocjonalnej. Jeśli z ciała człowieka usunąć by wszystkie tkanki miękkie, tkankę łączną, skórę i organy, to zostanie sam szkielet. Do jakich wniosków można dojść oglądając ludzki szkielet? Stoi on na dwóch niewielkich powierzchniach ustawionych bardzo blisko siebie. Środek masy jest położony bardzo wysoko. Na samym szczycie jest głowa, która posiada zdolność do ciągłej obserwacji otoczenia. Kręgosłup ze swoimi krzywiznami? Kończyny, które umożliwiają niesamowicie precyzyjne ruchy i transmisję siły generowanej w centralnej części ciała? 230 ruchomych stawów, z których niektóre mają aż 3 stopnie stopnie swobody (czyli możliwość ruchu w trzech płaszczyznach)? Wszystkie wskazówki prowadzą do jednego wniosku: zostaliśmy stworzeni do ruchu. Zakres potencjalnych kierunków ruchu, które dopuszcza nasza anatomia jest naprawdę imponująca. I to wszystko z czysto szkieletowego punktu widzenia. Dodając do obrazu tkanki miękkie, powięź, jednostki motoryczne i wszystkie możliwe połączenia nerwowe dostajemy twór o nieskończonym wręcz potencjale. Stabilność, rozumiana w sensie statycznym, nie jest dla odmiany naszą najmocniejszą stroną. Nawet jakby największy siłacz wszech czasów napiął wszystkie mięśnie jakie tylko posiada, to pierwszy lepszy rozjuszony byk i tak staranuje go bez najmniejszych kłopotów. Ale jeżeli stabilność rozważymy z punktu widzenia dynamicznego, czyli jako pewnego rodzaju ekwilibrium czy też punkt neutralny pomiędzy wszystkimi możliwymi kierunkami ruchu, to sytuacja zmienia się diametralnie. To właśnie dzięki stabilności dynamicznej doświadczony matador jest w stanie uniknąć mało przyjemnego spotkania z bykiem. Stabilność statyczna uzyskiwana jest za pomocą wzmożonego wysiłku mięśniowego. Stabilność dynamiczna jest przejawem wyższej organizacji układu nerwowego.

Jak zatem zmienić nawyki ruchowe? Wszyscy wiemy jak trudno jest zmienić nawyki (niekoniecznie ruchowe), nawet wtedy kiedy doskonale zdajemy sobie z nich sprawę. Z nawykami ruchowymi wcale nie jest łatwiej, a nawet jest trudniej, gdyż z reguły pozostają one poza naszą świadomością. Jeżeli nie czujesz, że coś robisz – to jak możesz przestać to robić? Nasz układ nerwowy zorientowany jest na wykrywanie różnic. Bodziec, który jest stale obecny w naszym układzie, po pewnym czasie znika z naszej percepcji. To tak jak po założeniu okularów na głowę: kiedy to zrobimy jest oczywiste, że je tam mamy. Ale po godzinie często musimy sprawdzić czy przypadkiem ich nie zgubiliśmy, bo ich odczucie zlało się już całkiem z innymi wrażeniami jakie stale do nas dopływają ze środowiska zewnętrznego. Albo jeżeli na przykład mieliśmy poważny wypadek, w którym pewne części ciała doznały istotnych obrażeń. Wówczas układ nerwowy automatycznie tworzy dużo wewnętrznych napięć i kompensacji, których zadaniem jest protekcja uszkodzonego miejsca. Normalnie działa to bez zarzutu, dzieje się samo i nad niczym nie trzeba się zastanawiać. Problem polega na tym, że część z tych mechanizmów kompensacyjnych wchodzi w nawyk i pozostaje nawet po tym jak uszkodzone tkanki zdążyły się już zregenerować. Wtedy oczywiście nie zdajemy sobie sprawy z zasady działania tych nieuświadomionych mechanizmów, tylko po prostu czujemy, że nie jest tak jak było kiedyś. Każdy z nas nosi swój osobisty bagaż doświadczeń i traum, z których wszystkie zostawiają mniejszy lub większy ślad w funkcjonowaniu układu nerwowego.

Jeżeli genezą naszych nawyków są mechanizmy obronne, to natrafiamy na kolejną trudność. Nasz układ nerwowy nie jest głupi. Zdolność do rozwoju, mobilność, plastyczność i te wszystkie inne rzeczy, które pozwalają robić ludziom cuda zapierające dech w piersiach, nie są wcale dla niego priorytetem. Są one wyłącznie drogą prowadzącą do jednego celu – przetrwania. Jeżeli chcemy więc uwolnić układ nerwowy od nawyku, czyli czegoś z czym utożsamia on swoje bezpieczeństwo, to musimy się naprawdę postarać by być w stanie zaproponować mu coś lepszego w zamian.

Jeżeli jesteś zainteresowany dalszym zgłębianiem zagadnienia mobilności w kontekście ewolucji, to zachęcam do obejrzenia wykładu Moshe Feldenkraisa „Postawa i biologia”/”Posture and biology” z roku 1981 (film dostępny jest niestety tylko w języku angielskim i tylko na stronie Facebooka). Porusza on temat nieporozumień i pułapek związanych ze słowem „postawa” i czym tak naprawdę jest „dobra postawa”.

METODA FELDENKRAISA W PRAKTYCE

Feldenkrais twierdził, że każde działanie ludzkie zawiera w sobie element ruchu, myślenia, odczucia sensorycznego (np. dotyk) i uczucia (np. złość). Elementy te nazywał czterema komponentami działania. Medytując ludzie starają się „oczyścić umysł” czyli znaleźć stan, w którym uzyskują pewien dystans lub dysocjację z tym co ich umysł normalnie tworzy. W psychoterapii terapeuta pomaga pacjentowi znaleźć dystans do traumatycznego wydarzenia, czyli znowu dokonać pewnego rodzaju dysocjacji (tym razem na poziomie emocjonalnym) pomiędzy przeszłością a teraźniejszością. Metoda Feldenkraisa to nie medytacja ani psychoterapia – jej idea jest jednak podobna, z tą różnicą, że owa dysocjacja realizowana jest na poziomie ruchowym, czyli na poziomie nawyków mięśniowych. Dysocjacja z tym co było kiedyś, czyli czymś co możemy nazwać nawykowym sposobem używania siebie, odbywa się za pomocą asocjacji z tym co jest tu i teraz. Ruch nie jest celem samym w sobie, lecz jest pewnego rodzaju medium, które stwarza warunki do zmiany. Prawdziwym działaniem jest percepcja. Stąd nazwa grupowych lekcji Metody Feldenkraisa – „Świadomość Poprzez Ruch”.

Większość lekcji metody Feldenkraisa odbywa się w pozycji leżącej i jest ku temu istotny powód. W leżeniu ciało kontaktuje się z podłożem znacznie większym obszarem niż w staniu. To pozwala znacząco zredukować wysiłek mięśni antygrawitacyjnych i natychmiast wprowadza pewnego rodzaju wyciszenie w układzie nerwowym, co czyni go bardziej skorym do zmiany. Mówiąc prostymi słowami: mięśnie, które nie pracują łatwiej nauczą się czegoś nowego.

Teoria może być ciekawa, nawet bardzo, ale prawdziwa korzyść wynikająca z Metody Feldenkraisa bierze się z nadania tym pomysłom wymiaru praktycznego. Czyli z jej praktyki. Same słowa nie wystarczą. Więc teraz uwaga, czas na reklamę. Skierowaną do tych, którzy są zainteresowani uczestnictwem w zajęciach z Metody Feldenkraisa na żywo. 23 marca w Pracowni Zdrowia Vitallokum w Krakowie, w godzinach od 11:00 do 15:00 odbędą się Warsztaty edukacji ruchowej metodą Feldenkraisa pod hasłem „Stawy Biodrowe. Lepsze użycie i mniejsze zużycie”. Ich pełen opis znajdziesz TUTAJ. Warsztaty są odpowiednie dla biegaczy, ale nie tylko dla nich. Można zatem zabrać ze sobą osobę towarzyszącą. Koniec reklamy.

Poniżej znajduje się całkowicie bezpłatne nagranie lekcji ruchowej Świadomości Poprzez Ruch – „Sięganie całym sobą”. Możesz je odtworzyć w przeglądarce lub zapisać na dysku. Przed przystąpieniem do lekcji, przeczytaj poniższe uwagi, które pozwolą Ci wykorzystać ją efektywniej.

1. Nagranie jest dosyć długie, bo trwa jedną godzinę i 7 minut. Idealnie, jeżeli wygospodarujesz dla siebie godzinę i 15 minut, podczas których nikt nie będzie Ci przeszkadzał i nie będziesz mieć nic innego na głowie. Te kilka dodatkowych minut po lekcji przeznacz na obserwację skutków tego co działo się na podłodze. Postaraj się nie przechodzić natychmiastowo do innych aktywności. Dobrym pomysłem może być odsłuchanie tego nagrania przed pójściem spać.

2. Obserwuj swój sposób poruszania się kilka godzin po lekcji i na następny dzień. Sprawdź czy podczas wykonywania zwykłych, codziennych ruchów takich jak sięganie po coś albo witanie się z kimś, możesz usłyszeć jakieś echo tej lekcji.

3. Lekcja odbywa się w pozycji leżącej na podłodze. Będziesz więc potrzebować kawałka podłogi do położenia się. Może być bezpośrednio na podłodze, na dywanie, na kocu czy na karimacie. Upewnij się, że jesteś ubrany wystarczająco ciepło. Lekcje Metody Feldenkraisa mogą powodować obniżenie tonusu mięśniowego, co czasem może skutkować tym, że w trakcie lekcji zacznie robić się zimno.

4. Znaczna część lekcji przebiega w pozycji na lewym boku. Przyda Ci się jakaś podkładka pod głową, tak żeby głowa była mniej więcej w linii kręgosłupa. Powinna być to stabilna, równa i niezbyt miękka powierzchnia (np. zwinięty koc lub zwinięty ręcznik). Jeżeli istnieją powody, dla których nie możesz leżeć komfortowo na lewym boku, to możesz wykonać lekcję na prawym boku, odwracając wszystkie instrukcje na drugą stronę.

5. Wykonuj ruchy powoli i w zakresie komfortu. Jeśli jakiś ruch powoduje ból albo zwiększa odczucie dyskomfortu, to nie kontynuuj.

6. Każdy ruch potraktuj jako rodzaj pewnego eksperymentu. Nie wykonuj ruchów mechanicznie. Pięć powtórzeń wykonanych z dużą uwagą jest warte znacznie więcej niż 50 powtórzeń na „autopilocie”. Pozwalaj swojej uwadze wędrować w różne miejsca. Kultywuj ciekawość, unikaj nudy.

7. Kierunki instrukcji są w relacji do Twojego ciała. Czyli np. w górę oznacza kierunek w stronę Twojej głowy (lub nad Twoją głową). Chyba, że jest powiedziane wprost: w górę w stronę sufitu.

8. Słuchaj instrukcji i wykonuj ruchy tak jak rozumiesz. Nie przejmuj się, jeśli nie masz pewności, czy dobrze zrozumiałeś o co chodzi. Przełożenie instrukcji słownych na język swojego ciała jest częścią tej zabawy, tak samo jak i pomyłki.

9. U wielu osób lekcja może wprowadzać pewien rodzaj nierównowagi pomiędzy odczuciem prawej i lewej strony. Jest to efekt zamierzony, ale jeżeli wykonujesz tę lekcję pierwszy raz, to bezpośrednio po polecam powstrzymać się od intensywnych aktywności. Bardzo ciekawe może być powtórzenie tej lekcji kilka dni później po drugiej stronie (czyli odwracając wszystkie instrukcje). Do lekcji lub jej części możesz wracać wiele razy. Kiedy poznasz ją lepiej, jak najbardziej możesz wykonywać lekcję lub jej fragmenty przed bieganiem.

Jeżeli masz jakiekolwiek pytania lub wątpliwości dotyczące nagrania lub ogólnie Metody Feldenkraisa, chciałbyś dowiedzieć się więcej lub szukasz możliwości uczestnictwa w zajęciach na żywo, pisz śmiało w komentarzach poniżej. Zapraszam również do kontaktu mailowego (tkobos@wp pl). Do usłyszenia!

Możliwość komentowania została wyłączona.