3 lutego 2011 Redakcja Bieganie.pl Sport

Blondynka jedzie do Kenii – intro


blondie intro 1

[Odbiór! – tu KENIA]

Jeszcze rok temu nie myślałam zupełnie, że uda mi się polecieć do Kenii. Odwiedzenie mekki biegaczy zawsze było moim marzeniem, ale odkładanym mimo wszystko na później.  Okazało się, że tegoroczna, ciągnąca się w nieskończoność zima, ma swoje plusy. Ta pora roku, którą najchętniej wymazałabym z mojego biegowego kalendarza, zmotywowała mnie BARDZO do ucieczki z Polski w dziką Afrykę. Motywatorem była także moja druga połowa – Kuba, który jedzie wraz ze mną. Będzie pilnować, żeby mnie nikt tam nie upolował na obiad.

Podróż będzie nie lada wyzwaniem, w końcu to wyjazd służbowy. (Fajnego mam szefa). Prócz obowiązków reporterskich, będę musiała przyzwyczaić mój 52-kilowy organizm do panującego tam klimatu i wysokości nad poziomem morza. Swoje nogi do pokonywania kilometrów po czerwonych kenijskich drogach (Już słyszę jak dyszę). Swój żołądek do przyjmowania ugali i sukumawiki (Będę tęsknić za schabowym). Nerwy nastroić do jazdy sławnym, szybkim matatu (Będę wychwalać polskie drogi pod niebiosa). Uszy nastawić na słuchanie miejscowego powitania „How are you”, a usta do odpowiadania „Thank’s  I’m fine!”  i uśmiechania się „very” szeroko. Damy radę!

Poza tym, trzeba będzie połapać kilka tematów. Jestem ciekawa, czy to prawda, że Kenijczycy biegają do szkoły i po wodę po kilkanaście kilometrów, czy trenują na bosaka, a ich jedyną rozrywką jest picie herbatki. Czy myją się po treningu… Jak mieszkają, ubierają się, co kupują na targu i ile coca-coli wypijają dziennie.

Poobserwuję ich na treningu, czy można skubańców dogonić. Będę się czaić z aparatem i jak będzie trzeba, jechać za nimi lub przed nimi wynajętym samochodem. Trzeba będzie sprawdzić, czy w kraju, masowo produkującym biegaczy, każdy, kto tam trenuje, może zostać mistrzem.

Życzcie mi więc powodzenia. Do usłyszenia!
[Bez odbioru!]

Możliwość komentowania została wyłączona.