5 lutego 2008 Redakcja Bieganie.pl Lifestyle

Motywacje: Bieganie – najlepszy sport


Dzisiejszym tekstem zaczynamy nowy cykl: Motywacje – historie zwykłych ludzi i ich opowieści o tym, jak stali się biegaczami. Na początek przedstawiamy Marka – rzeźbiarza z Krakowa, który po latach spędzonych w bezruchu pewnego dnia włożył buty i zaczął biegać.

mareks_524_12.jpg


Najtrudniej zacząć.

W życiu mężczyzny nadchodzi taki moment, że przestaje się być młodzieńcem, któremu wszystko przychodzi łatwo; pięknie wygląda, je co tylko zechce, jest sprawny i wysportowany. W sposób trudno uchwytny zamieniamy się nagle w zmęczonych życiem, przejedzonych tatuśków. Spędzamy wolne chwile przed telewizorem i z przerażeniem spoglądamy w lustro po wyjściu spod prysznica – to nie jestem ja! Może gdybym tak stale potrafił wciągać brzuch? Gdzieś w głębi serca jesteśmy wciąż dwudziestolatkami i mielibyśmy ochotę spontanicznie pobrykać, ale czujemy, że nie dalibyśmy chyba rady.

Sporty trzydziestokilkulatka.

Nie potrafiłem pogodzić się z postępującym regresem mojego ciała, ale wiedziałem też, że jest coś nie tak z moim trybem życia, sposobem spędzania wolnego czasu, tym chronicznym zmęczeniem i stresem. Zacząłem jeździć na rolkach, pływać, jeździć na rowerze, jeździłem na nartach, ale o dziwo, poza nieznacznymi zmianami niewiele się działo. Wszystkie te sporty wymagają pewnej infrastruktury, sprzętu, organizacji, gdzieś trzeba pojechać samochodem – zachodu jest dużo, a ruchu mało. W końcu kupiłem buty do biegania.

Mam pod domem ogromną, dziką przestrzeń idealnie nadającą się do tego sportu. Słyszałem w mediach wiele o bieganiu, więc wypracowało to w mojej głowie pozytywne skojarzenia. Zdawałem sobie też sprawę z zagrożeń, jest takie powiedzenie, że „jak chcesz zaprzyjaźnić się z ortopedą, to zacznij uprawiać jogging”. Chciałem biegać, ale zwlekałem dobrych parę miesięcy. Dlaczego? Nie bardzo wiedziałem, jak to się robi, nie byłem pewien, czy dam radę, może nie chciałem zwracać na siebie uwagi sąsiadów, rodziny, może bałem się śmieszności. – Czy bieganie to męski sport? Czy czasem nie jest to nudne? – pytałem sam siebie.

Terapia psychiczna.

No i w końcu pchnęła mnie do biegania przykra historia z mojego prywatnego życia. Spadły na mnie bardzo poważne powody do stresu, groziło mi załamanie nerwowe. Wtedy już bez zastanowienia chwyciłem buty, jakiś stary dres i wybiegłem na łąkę pod blokiem. Pierwszy dzień nie był łatwy, musiałem przerywać bieg, iść, znowu przebiegać kawałek, ale…od razu wiedziałem, że to jest właśnie to! Odtąd biegałem dzień po dniu, tydzień za tygodniem, miesiąc za miesiącem. Dzięki bieganiu przetrwałem najtrudniejsze chwile mojego życia, czułem wzrastający przypływ dobrej energii. Z radością myślałem o kolejnym dniu, zaczynającym się od biegania. Wpadłem w rodzaj zdrowego uzależnienia, pokochałem pot, uczucie zmęczenia po treningu, czułem się codziennie coraz bardziej dumny z własnych sukcesów, coraz lepszej formy, łatwiejszego i szybszego pokonywania trasy. Co ciekawe, jednocześnie zmieniłem swoje zwyczaje żywieniowe, przestałem się obżerać, straciłem apetyt na słodycze. Jak ręką odjął przestałem czuć codzienne wieczorne zmęczenie; już nie opadałem na kanapę z pilotem w ręku po przyjściu z pracy. Właściwie przestałem oglądać telewizję, bo miałem do samej nocy siłę, żeby robić inne rzeczy.

Rytm biegu doskonale układał rozszalałe myśli. Trwająca godzinę kojąca medytacja przy dźwiękach dobrej muzyki ze słuchawek odtwarzacza MP3 idealnie uleczyła moje stargane nerwy. Być może są ludzie, którzy lubią biegać w towarzystwie, ale dla mnie bieganie to najlepsza okazja, żeby oderwać się od zgiełku rozmów, telefonów, żeby pobyć naprawdę tylko ze sobą i zrozumieć samego siebie.

Kontakt z przyrodą.

Nawet nie zdajemy sobie sprawy, siedząc w ogrzewanych mieszkaniach, czym jest realny świat na zewnątrz. Okazuje się, że jesienną czy zimową porą, kiedy jest wilgotno, śnieżnie czy deszczowo, kontakt z przyrodą może być równie przyjemny jak latem. Wilgoć podczas intensywnego ruchu staje się orzeźwiająca. Kiedy przechodzimy od drzwi domu do samochodu lub stoimy na przystanku, to pogoda daje się ostro we znaki, jednak biegnąc doznajemy tego zupełnie inaczej: jest ciepło i radośnie. Najłatwiej zaziębić się, narażając się na chwilowy kontakt ze złą pogodą w czasie przejścia do pracy czy na zakupy. Kiedy jednak wychodzimy każdego dnia i spędzamy godzinę w biegu, to pogoda nie jest problemem, stajemy się od niej silniejsi. Oczywiście najprzyjemniej jest, kiedy świeci słońce i jest sucho pod nogami, zdarza się to dość często nawet zimą.

Przyjemnie jest patrzeć, jak te same tereny wyglądają każdego dnia całkowicie inaczej, w zależności od światła, przejrzystości powietrza czy temperatury. Warto wykorzystać to, że zwykle mamy wokół siebie tyle dzikich i pustych miejsc. Możemy je zagospodarować swoją obecnością, uczynić swoimi. Dobrze jest jeśli na trasie naszego biegu znajdzie się miejsce do wykonywania innych ćwiczeń: rozciągania, podciągania, pompek. Teraz z radością myślę o nadchodzącej wiośnie i lecie, już wyobrażam sobie te wszystkie rzeczy, które będą się działy na mojej trasie i będę mógł je codziennie obserwować.

mareks_524_22.jpg

Najlepszy sposób na świetną figurę.

Było czymś dla mnie frustrującym, że sporty, które wcześniej wymieniłem, nie przynosiły oczekiwanego skutku. Mimo dość częstego ich uprawiania, nadal obrastałem tłuszczem, nie miałem mięśni, odstawał mi brzuch i do tego czułem się chronicznie zmęczony. W takich sportach jak rower, rolki, narty czy pływanie w dużej części „wozimy się”, wysiłek nie jest jednostajnie rytmiczny przez dłuższy czas. Jak przyjrzałem się ludziom uprawiającym te sporty, to natychmiast zauważyłem, że niemal wszyscy oni – poza ludźmi młodymi – nie wyglądają najlepiej. Dało mi to do myślenia. Z joggingiem jest inaczej, ludzie biegający są szczupli, czasem nawet za szczupli. Sprawia to rytmiczny charakter tego sportu, wykonujemy długo bardzo intensywny, naturalny wysiłek, w ogóle tego nie czując, wydaje się, że można tak biec bez końca, że to nie męczy. Dzięki temu świetnie się spala.

Czytałem gdzieś, że bieg jest najbardziej naturalnym sposobem poruszania się człowieka, że wyglądamy tak, jak wyglądamy, bo nasi przodkowie całymi godzinami truchtali za zwierzyną, żeby ją wycieńczyć. To logiczne: nasi przodkowie nie mieli rolek, rowerów, nart, siłowni czy basenów, oni biegali. Od momentu, kiedy zacząłem biegać sukcesy, pojawiły się niemal natychmiast. Zacząłem gwałtownie chudnąć, traciłem tłuszcz i już po miesiącu moja waga spadła bardzo wyraźnie. Na początku przy wzroście 184 cm ważyłem 87 kg. Po miesiącu, dwóch biegania moja waga spadła do 72 kg. Potem straciłem kolejne trzy kilo i stwierdziłem, że muszę coś z tym zrobić, bo wycieńczam organizm i wyglądam jak Etiopczyk.

Rozpocząłem ćwiczenia siłowe z jednoczesnym regularnym uzupełnianiem węglowodanów. Zacząłem nabierać masy mięśniowej i wróciłem do dobrej dla mnie wagi 72 kg. Mój brzuch, na który nie mogłem wprost patrzeć przez ostatnie dziewięć lat, zamienił się w calową deskę poprzecinaną pionowymi i poprzecznymi bruzdami. Najpierw znikła otyłość wewnątrz brzucha, a potem spalił się tłuszcz na zewnątrz. Oczywiście zmieniło się wszystko: twarz, uda, plecy. Musiałem zmienić część ubrań, szczególnie spodnie, bo stare nie nadawały się w ogóle do chodzenia.
Jeśli komuś marzy się powrót do młodości i świetnego wyglądu, to mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że da się oszukać naturę, ale tylko w ten jeden sposób.

Marzenia.

Bieganie jest czynnością tak prostą i uniwersalną, że można ją robić wszędzie i zawsze. Gdy pojechałem na narty, rozpoczynałem dzień od biegania po łąkach opodal Zakopanego w śniegu, na mrozie, w pięknym porannym słońcu. Tak samo wakacje letnie nad morzem śmiało wyobrażam sobie jako codzienny poranny jogging na plaży, w czasie kiedy wszyscy jeszcze śpią. Teraz marzenia o podróżach dostosowuję do przyjemności biegania w miejscu, do którego pojadę. I tak na pewno przyjdzie dzień, kiedy dołączę do rzeszy biegaczy w Central Parku w Nowym Jorku. Bardzo bym chciał pojechać do Toskanii i przemierzać biegiem wspaniałe wzgórza obrosłe cyprysami, winoroślą i drzewkami oliwkowymi.

Być może udam się prastarą drogą pielgrzymów do Santiago de Compostela w Hiszpanii. To 150 km, jak szybko udałoby mi się ją przebiec? Bardzo bym chciał ostatecznie zerwać z nałogiem tytoniowym, który przeszkadza mi biegać. Moje doświadczenie początkującego biegacza jest bardzo nieprofesjonalne, pozbawione wiedzy i technik treningu, być może z czasem wkroczę na bardziej wyczynową ścieżkę, nie chciałbym jednak stracić tego, co w tym sporcie jest dla mnie najważniejsze: spontaniczności i dzikiej przyjemności. Być może zacznę mierzyć swoje wyniki, może kiedyś wystartuję w maratonie? A może już go w pewien sposób przebiegłem? Przekroczyłem własną barierę słabości, codziennie przekraczam jakąś metę.

mareks_524_32.jpg

Możliwość komentowania została wyłączona.