5 marca 2007 Redakcja Bieganie.pl Lifestyle

Paraolimpiada 2000 cz.III


Część trzecia

Kochani,

to będzie już ostatni odcinek moich wrażeń z igrzysk. Nie mogę w końcu
nadużywać Waszej cierpliwości. Mogę mieć tylko nadzieję że udało mi się
sportretować te imprezy od strony, której normalnie nie zobaczylibyście w TV czy
gazetach.

Ostatni tydzień Paraolimpiady był już dla mnie trochę luźniejszy. Życie ekipy
wskoczyło na dobrze uregulowane tory, choć nie znaczy to że problemów nie było.
Zawsze zdarzyło się to i owo – wystarczająco abym się nie poczuł zapomniany. Ale
medali przybywało z dnia na dzień, co cieszyło wszystkich ale najbardziej
działaczy. Krótko mówiąc działacze działali, trenerzy trenowali, a zawodnicy na
szczęście nie zawodzili.

Jeśli chodzi o grupę ochotników, to mogę stwierdzić że rzeczywiście byli z
całego świata. W wiosce poznałem dziewczynę że Stanów, dwie z Niemiec (dla
jednej z nich była to już druga Olimpiada, pracowała jako ochotniczka w
Atlancie). Na jednym z przystanków autobusowych przy stadionie rządziła grupa
czterech Holenderek. Ja chyba się też muszę już zacząć uczyć greckiego!

Czas leciał niestety za szybko i w końcu przyszedł dzień zamknięcia.
Ceremonia była fajna, na luzie, z paroma ciekawymi pomysłami. Jednym z nich,
jako żywa ilustracja zawodów w kraju "do góry nogami", był zawieszony nad
stadionem odcinek bieżni po której, również głową w dół, biegł jeden z
występujących artystów. Nie tylko zresztą głową w dół ale też zaczął na mecie i
biegnąc tyłem skończył w blokach startowych. Przemówienia były krótkie a
fajerwerki imponujące.

A potem wszyscy weszliśmy na płytę stadionu na tańce, pogawędki, zdjęcia itd.
Piszę "weszliśmy" gdyż postanowiłem ceremonii zamknięcia sobie nie podarować i
ubrany w polski dres byłem cały czas z zawodnikami. Tłum na płycie był bardzo
fajny i barwny. Wraz z bratem wyszukiwaliśmy sobie co bardziej egzotyczne
dziewczyny do zdjęć w podgrupie. A potem znowu do wioski – gdzie dyskoteka miała
powodzenie do rana.

Rano (bo oczywiście tej nocy spałem w wiosce) opowieści: co kto widział i
robił w nocy. A były one ciekawe. Z barwniejszych, choć niekoniecznie dotyczą
one polskiej ekipy: dwóch się biło przed stołówka i dopiero szybka interwencja
policji rozdzieliła zwaśnione nacje, kogoś zabrało pogotowie z powodu nadużycia,
jakąś parę widziano robiącą użytek z olimpijskich prezerwatyw na ławce przed
domkiem…

Rano kac i smutek że już po wszystkim. Bagaż był odprawiany w wiosce o 16:00.
O 18:00 podstawiono autobusy i wszyscy pojechaliśmy na lotnisko. Tam ostanie
pożegnania, uściski, mokre oczy (pamiętaj żebyś napisał…) i, niestety,
polecieli.

Muszę przyznać że Igrzyska zrobiły na mnie wrażenie. Jestem szczęśliwy że
mogłem być ich częścią i pomóc przy organizacji. Nie mnie jest oceniać czy
zrobiłem dobrą robotę. Niemniej jednak jedną z najprzyjemniejszych chwil miałem,
kiedy Waldek Kikolski, po zdobyciu złotego medalu w maratonie, podziękował mi za
wkład jaki włożyłem w ten medal poprzez opisanie mu trasy, szczegółów
organizacyjnych biegu i tym podobnych. Mam nadzieję że może jeszcze kilka medali
ma moje inicjały gdzieś tam "napisane" drobniuteńkimi literkami.

Widziałem wiele. Widziałem jaka wielka machina organizacyjna jest niezbędna
aby taka impreza poszła gładko. Widziałem dramaty – chłopaka, który wbrew
swojemu sprzeciwowi został zaklasyfikowany w złej grupie inwalidztwa, a gdy
zdobył złoto to medal na skutek protestu został mu odebrany. Widziałem też
szczęście zawodników na których nikt nie liczył, a zdobyli medale. Ale przede
wszystkim widziałem ludzi szczęśliwych, dla których nie ma w życiu barier nie do
pokonania. I to było bardzo budujące.

Tyle na razie. Następne sprawozdanie z Aten.

Możliwość komentowania została wyłączona.