15 października 2013 Redakcja Bieganie.pl Sport

Pierwsza edycja Maratonu Bieszczadzkiego za nami!


Ponad 200 biegaczy wystartowało w pierwszej edycji Maratonu Bieszczadzkiego i pokonało nieco więcej kilometrów niż się spodziewało, bo aż prawie 49. Wszyscy jednak, którzy dobiegli na metę, zrobili to z uśmiechem na twarzy. Co do jednego są zgodni – "Piękne widoki i wspaniała organizacja imprezy".

fragment trasy
Fragment trasy

13 października tuż po godzinie 8:00 rano, 230 zawodników stawiło się na starcie Maratonu Bieszczadzkiego w Wetlinie. Jesienna aura skusiła biegaczy z całej Polski i nie tylko. Ostatnie dni były ciepłe i słoneczne. W niedzielę jednak zrobiło się chłodno, deszczowo, a na górze utrzymywała się gęsta mgła, która znacznie ograniczała widoczność. Nie przeszkodziło to w niczym. Najszybsi zawodnicy do końca ze sobą rywalizowali, a pozostali biegacze na spokojnie podziwiali widoki i cieszyli się z każdego kilometra, a było ich wiele.

Od 47 do 50 km

Trasa Maratonu Bieszczadzkiego, jak to w górach bywa, jest nieco dłuższa niż standardowe 42.195. Miała wynosić ok. 47km, ale ostatecznie biegacze musieli pokonać prawie 49km. Wszystko ze względu na remonty na drodze.

Z uwagi na remont stokówki i ciągle rozkopany fragment trasy, musieliśmy ją nieco zmodyfikować – uprzedzili na kilka dni przed startem organizatorzy, którzy na swoim koncie mają najważniejsze imprezy biegowe organizowane w Bieszczadach: osławiony Bieg Rzeźnika oraz Rzeźniczka.

punkt ywieniowy
Punkt żywieniowy

Idealny wstęp do przygody w biegami górskimi

Trasa Maratonu Bieszczadzkiego była bardzo zróżnicowana. Praktycznie do 29 kilometra niewiele różniła się od formuły znanej biegaczom startującym w biegach ulicznych. Cała trasa została oznaczona co kilometr. Były zorganizowane liczne punkty z wodą i izotonikami oraz kilka dobrze wyposażonych punktów żywieniowych.

To idealne wprowadzenie dla osób, które chciałaby w przyszłości zmierzyć się z biegami górskimi typu ultra, jednak do tej pory startowali głównie w biegach ulicznych – mówi Jakub Lengiewicz, jeden z organizatorów Maratonu Bieszczadzkiego. – Trasa w połowie prowadziła po nawierzchni asfaltowej czy szutrowej, a dopiero później pojawiały się mocne podbiegi oraz strome zbiegi. To dobry sposób na to, by sprawdzić, czy formuła biegów górskich nam w ogóle odpowiada – dodaje.

Liście, kamienie, ale przede wszystkim piękne widoki
Przez kilka ostatnich dni pogoda w Bieszczadach była bardzo słoneczna. Niestety w niedzielę aura nieco się zmieniła. To jednak nie przeszkodziło czołówce biegaczy walczyć do końca.

Bartosz G. fot. Jola Wielgus
Na zdjęciu Bartosz Gorczyca

Pogoda nie była taka, jak się spodziewaliśmy. Chłodniej niż przez ostatnich kilka dni. W górach było zimno i bardzo słaba widoczność. Mgła, trzeba było zachować ostrożność podczas każdego kroku. Na trasie trochę błota, mokre liście, które przykrywały kamienie i korzenie, ale bieg bardzo przyjemny – mówi Bartosz Gorczyca (zawodnik niezrzeszony), zwycięzca pierwszej edycji Maratonu Bieszczadzkiego, który dotarł na metę z czasem 3:34:37. Zaraz za nim pojawił się Artur Jabłoński (JacekBiega by Powergym) z wynikiem 3:35:07. Spora część trasy to był wyścig między tymi dwoma zawodnikami. Jako trzeci, z czasem 3:53:08, zameldował się zawodnik z Litwy, Gediminas Grinius (D2G2 / Sviesos kariai / HQ MNC NE ).

Początek trasy był bardzo szybki: dość płaska trasa, sporo asfaltu i szutru. Później już trzeba było zachować ostrożność. Ostre zbiegi, nie bardzo było widać co jest pod nogami, ale sama końcówka też bardzo przyjemna: po płaskim terenie można było docisnąć do mety. Jestem bardzo zadowolony z tego biegu – podsumował Bartosz.

Zadowolona była również pierwsza kobieta na mecie Maratonu Bieszczadzkiego: Agnieszka Łęcka (JacekBiega by Powergym). Udało jej się uzyskać czas 4:47:12.

Artur Jab o ski fot. Jola Wielgus z trasy fot. Jola Wielgus

– Zaskoczyła mnie ilość kibiców na trasie! Bardzo wspierali nawet w najtrudniejszych momentach – powiedziała na mecie. – Byli wszędzie, nawet w górach! Tego się nie spodziewałam – dodaje. – Trasa piękna, malownicza, bardzo kolorowa, aż chciało się biec. Najbardziej przerażające były mokre liście, które przykrywały kamienie i nie bardzo było wiadomo, co mamy pod nogami, ale poza tym – rewelacja! Bardzo cieszę się, że pobiegłam! 

Półtorej minuty za Agnieszką, na metę wpadła Olga Łyjak (JacekBiega by Powergym). Trzecia wśród kobiet, z czasem 5:30:23, była Iwona Turosz (GOPR Bieszczady).

Podczas biegu wycofało się jedynie 3 zawodników. Pozostali dotarli cało i zdrowo na metę. Na zwycięzców w klasyfikacji generalnej oraz w klasyfikacjach wiekowych czekały nagrody. Wszyscy biegacze mogli raczyć się na mecie grzańcem i innymi przysmakami.

Na pewno powtórzymy tę imprezę w przyszłym roku. – podsumowuje Jakub Lengiewicz – Zmodyfikujemy tylko nieco trasę:  skrócimy odcinek asfaltowy i podniesiemy odrobinę trudność biegu, tak aby dawał 1 punkt klasyfikujący do UTMB.

Szczegóły na temat biegu oraz wyniki można znaleźć na oficjalnej stronie Maratonu Bieszczadzkiego: http://maratonbieszczadzki.pl/

Możliwość komentowania została wyłączona.