20 czerwca 2013 Redakcja Bieganie.pl Lifestyle

Bieganie – świat gadżetów, czy świat emocji?


Mam
wrażenie, że Polska oszalała na punkcie biegania. Gdzie nie spojrzysz tam ktoś
biegnie – w pojedynkę, w parze albo w grupie. Gdzie nie klikniesz tam nowy
blog, portal biegowy albo reklama butów.
Nie różowych, ale magentowych, które szturmem od jakiegoś czasu zdobywają
rynek. Nic więc dziwnego, że ten biegowy również. Nie byłoby w tym nic złego,
gdyby nie pewna przesada i przerost formy nad treścią. Bo nawet najpiękniejsze
buty włożone do szafy same treningu nie zrobią…

1.jpg 


Jak jest popyt to jest i podaż

Organizatorzy zawodów dwoją się i troją – każdy chce wykorzystać swoje pięć minut i zarobić – a i tak z duuużym wyprzedzeniem trzeba się rejestrować, jeśli chce się wziąć udział. Pamiętacie te czasy kiedy, żeby kupić rowerek trzeba było sporo wystać się przed sklepem? Bo chętnych było wielu, a rowerków tyle co kot napłakał. Dzisiaj jest podobnie – różnica jest tylko taka, że teraz zamiast pod sklepem to ślęczy się przed komputerem w oczekiwaniu na zwiększenie limitu uczestników przez organizatorów. Który zresztą chwilę później jest już znowu wyczerpany. To się nazywa znaleźć niszę w czasach kryzysu…

Motyw biegowy przewija się praktycznie wszędzie. Wchodzisz zrobić przelew, sprawdzasz rozkład jazdy PKP, czy przeglądasz wiadomości na facebooku i natykasz się na reklamę sprzętu, stroju czy zawodów biegowych. Jak biegać to …tylko w Peru, z doświadczonym trenerem i wypasionym GPS-em. Nie to, żebym zazdrościła albo uważała, że to zbędne, ale że niezbędne? Zawsze, wszystko i dla każdego? Ważne chyba jest, żeby nie zgubić gdzieś w tym całym zamieszaniu wokół biegania tego co podstawowe, pierwotne, decydujące… bo reszta to już tylko dodatek. Miły dla oka czy ucha, ale dalej dodatek. Który nas cieszy, ale bez którego można się spokojnie obyć. I który, choćby nie wiem jak zaawansowany technologicznie, nie zastąpi nam bicia naszego serca, przyspieszonego oddechu i tych wszystkich rozmaitych emocji, które towarzyszą nam, gdy biegniemy. Kupić każdy może, ale z bieganiem potem często… trochę gorzej. 

„Czy biegałaś już w tym nowym tuszu do rzęs?” – czyli jak wyglądać pięknie na 42 km

Z „utęsknieniem” czekam na reklamę nowego produktu jakiejś znanej firmy kosmetycznej z bieganiem w tle. Obrazek przedstawiający śliczną Panią w sportowym stroju i pełnym make – up-ie, która wdzięcznie uśmiecha się przed linią mety do obiektywu, a na środku napis: „Czy biegałaś już w tym nowym tuszu do rzęs? Spróbuj. Będziesz wyglądać pięknie nawet na 42 km”. Brrr… 

Wiele firm żyje z reklam, więc nic dziwnego, że są one praktycznie wszędzie. Mądrzejsze, głupie albo jeszcze głupsze. Najgorsze są moim zdaniem te zupełnie odrealnione, które pokazują ci bieganie TAKIM JAKIM ONO NIE JEST. Ja tego nie kupuję. Mam dość plastikowego świata z Barbie i Kenem w roli głównej. To nie jest normalne życie, to coś sztucznie wykreowane przez media dla ich potrzeb. A przecież w zwykłym życiu nie ma nic złego, nie trzeba go na siłę upiększać, dodawać mu błyskotek. Zostawmy to reklamom kosmetyków czy drogich ciuchów. Bieganie jest w swej formie naturalne i prawdziwe i niech takie pozostanie. Tu nie musisz stawać się kimś innym niż jesteś, a wręcz przeciwnie – jeśli tylko chcesz możesz dowiedzieć się jaki jesteś naprawdę.

Pal sześć jeśli jesteś doświadczonym biegaczem – pewnie łatwo nie nabierzesz się na tanie sztuczki, ale jeśli dopiero zaczynasz… Naczytasz się, naoglądasz, a potem trochę pobiegasz i czujesz się oszukany albo co gorsze ROZCZAROWANY SOBĄ. Że to ty zrobiłeś coś nie tak i dlatego wyszło jak wyszło…

 

3.jpg 

Bo treningi wcale nie są takie łatwe i miłe jak zapewniał Pan w reklamie, a na dodatek ty dalej nie masz figury Pani z TV. Mimo że właśnie mija piąty tydzień z rzędu odkąd zaczęłaś biegać.

Bo buty same nie niosą na maratonie. Ale pewnie nie dlatego, że je źle dobrałeś, ale ponieważ trenowałeś zbyt mało solidnie. Bo dałeś się złapać na to, na co łapie się większość z nas. Że wszystko da się osiągnąć szybko, po łebkach i bez większego wysiłku, jeśli tylko zainwestuje się w to odpowiednie pieniądze…

Z planem biegowym było podobnie jak z butami. Nie wypalił, bo nie da się złamać czasu poniżej X godzin praktycznie nie schodząc z kanapy przez większą część dnia…

Brunetki, blondynki ja wszystkie Was dziewczynki … czyli buty i buciki

Wszechobecna reklama butów… biegowych. Różowy – przepraszam: magentowy – w parze z czarnym, czarny w parze z pomarańczowym… oczywiście dla amatorów zielonego, niebieskiego, a nawet żółtego też coś się znajdzie. Nie tylko kolory mają odjazdowe, ale i funkcje. Pomyślałeś o amortyzacji i stabilizacji? Nic bardziej mylnego. Nie chodzi o to, żeby but wspierał, tylko żeby sam za Ciebie biegał. Wszystkie zalotnie spoglądają w naszym kierunku z ekranu komputera i zdają się szeptać : WEŹ MNIE. A że za jedyne 600 zł to już nie dodają… I że trenować też trzeba.

To trochę zaczyna przypominać te wszystkie wspaniałe diety, które od lat lansują media. Możesz jeść ile i co tylko chcesz, nie uprawiać regularnie żadnego sportu, a i tak będzie ci ubywać kilogramów w zawrotnym tempie. Oczywiście pod warunkiem, że odpowiednio zapłacisz za magiczny specyfik. Normalnie dieta cud czyli jak powiadają niektórzy – cud jak schudniesz.

Niestety wciąż sporo osób lubi wierzyć w te opowiastkami dziwnej treści, zamiast pogodzić się raz na zawsze z faktem, że większość rzeczy możliwa jest tylko wtedy , gdy włoży się w nie pewny wysiłek.

Pragnienia i preteksty

Oczywiście nie jestem wolna od tego wszystkiego. Też zdarza mi się ulegać złudzeniom i zachciankom. 

Miewam takie dni, że chciałabym wymienić praktycznie całą sportową zawartość mojej garderoby. Napatrzę się na innych biegających, na reklamy, gdzie wszyscy są piękni, wysportowani i w ciuchach za kilka tysięcy i czuję, że na tle tego wszystkiego blado wypadam. Bo patrzę przez pryzmat powierzchowności, ale o to w dzisiejszych czasach nie trudno… „Jak cię widzą, tak cię oceniają”.

Modne buty u koleżanki, nowy zegarek u kolegi i już… czuję się gorszym biegaczem. Szukam na gwałt ukojenia najczęściej po najmniejszej linii oporu czyli w zakupach. Ale przecież to nie stare buty czy pulsometr stanowią problem tylko brak wewnętrznej motywacji, ciągłe przekładanie czegoś na później i uzależnianie różnych spraw od czynników zewnętrznych. „ Jak sobie kupię to i to to pójdę pobiegać. Albo: „ Jak sobie kupię tamto to się zabieram za maraton.” A potem kupujemy i nic nowego się nie dzieje. Co najwyżej rodzi się konieczność sprawienia sobie większej szafy i znacząco odczuwamy uszczuplenie się zasobności naszego portfela.

Kiedy najłatwiej ulegam pokusie? Wtedy kiedy sama ze sobą nie czuję się najlepiej. Wydaje mi się wówczas, że jak sobie zewnętrznie zrobię porządek ze sobą to od razu w środku poczuję się lepiej. Ale nawet jeśli tak się dzieje to zazwyczaj na bardzo krótko. Nacieszę się przez chwilę nową rzeczą i problem szybko zabiera mnie z powrotem… do sklepu. Bo motywowanie się zewnętrznymi rzeczami nie daje długotrwałego efektu, a po wszystkim czujemy się zazwyczaj jeszcze gorzej niż przed. To trochę tak jak z jedzeniem czekolady na poprawę humoru. Jem, żeby poczuć się lepiej i ta chwila sprawia mi przyjemność, ale zaraz po zjedzeniu czuję się gorzej. Bo problem nie zniknął, a pojawił się nowy – w postaci dodatkowych, zbędnych kilogramów.

A gdyby tak w takiej sytuacji pójść pobiegać, wybrać się na rower czy spacer ? Zamiast jak to mamy w zwyczaju czekać ze wszystkim na bardziej sprzyjający moment – gdy będą chudsza, bardziej wyspana, w lepszym humorze – który no cóż… może nigdy nie nadejść? Tak na przekór wszystkiemu i wszystkim ? Mimo, że się nic nie chce albo, że co najwyżej chce mi się ryczeć…

 

2.jpg  

Przewietrzyć umysł, naładować akumulatory, odzyskać pewność siebie. A po powrocie ujrzeć świat w zupełnie nowych barwach. I popatrzeć na swoje wysłużone, ale wciąż jeszcze dobre buty biegowe łaskawym okiem, bo przecież po tym co razem przeszliśmy magenta może się schować.

Żaden nowy sprzęt czy ciuch – choćby z najnowszej kolekcji – nie ma tego w swojej ofercie… 

Bo bieganie to emocje, a żeby je mieć nie trzeba posiadać super sprzętu.

Zamiast wierzyć w technologię uwierz w samego siebie. Miej otwarte serce – ono stanie się Twoim drogowskazem i poprowadzi cię do celu – bez względu na to jak wysoko ustawisz sobie poprzeczkę. A możliwości masz wtedy praktycznie nieograniczone, bo jeśli się kocha to co się robi to nie ma rzeczy niemożliwych.

Nie musisz niczego szukać ani wiele kupować, bo wszystko już masz – w sobie. TO TY JESTEŚ W TYM NAJWAŻNIEJSZY, Twoje chęci i Twoja codzienna praca. Gdy się chce, a jeszcze bardziej wtedy, gdy właśnie się nie chce.

Pewnie o tym wszystkim wiesz, ale zdarzyło ci się o tym na chwilę zapomnieć. Zabiegany, zmęczony dużą ilością zajęć chciałeś coś zrobić na skróty i zboczyłeś z właściwej drogi.

A ona jest prosta i przejrzysta , pozbawiona ukrytych opłat czy maczkiem pisanych wyrazów u dołu. Żeby osiągnąć cel trzeba ciężko trenować. Tylko to pozwala systematycznie piąć się ku górze.

Czasami ta droga wydaje się nie mieć końca. Dwa kroki do przodu i jeden do tyłu i tak w kółko. Ale bywają też takie momenty w Twoim życiu kiedy czujesz, że jesteś już naprawdę blisko. Wspinasz się zadowolony na wierzchołek góry i myślisz, że jesteś już na szczycie. I wtedy nieoczekiwanie mgła się rozsuwa i ukazuje ci jak wiele jeszcze masz innych gór do zdobycia.

4:00 3:40 3:00… Bieganie – ustawiczny rozwój…

Kiedy technologia zaczyna przesłaniać otaczający nas świat

Jeśli zamiast zachwycać się w czasie biegu mijanym przez nas światem zachwycamy się ekranem komputera (GPS)… jeśli zamiast dostrzec osobę, która koło nas biegnie skupieni jesteśmy wyłącznie na swoich zabawkach… jeśli o bieganiu mówimy częściej w kategoriach technologii niż emocji to chyba nie o to chodzi…

JA i JA albo MY czyli okazja do budowania niecodziennych relacji

JA i JA: Może zamiast odwracać swoją uwagę kolejnym zegarkiem pobądź trochę z samym sobą. Zapytaj siebie : „Co u mnie słychać? Jak się mam? Czego potrzebuję?”. Często bieganie to jedyna ku temu sposobność w całym tym zwariowanym świecie, w którym przyszło nam zazwyczaj żyć.

 

264413_10150211330008019_975685_n.jpg  

MY: Biegniesz z kimś? Nie gadajcie cały czas o technologicznych nowościach. Wyjdź naprzeciw spotkaniu z drugim człowiekiem. To może być niecodzienna okazja do tego, by pobyć z kimś w inny niż na co dzień sposób. Blisko i szczerze, bo tu jest właśnie miejsce na prawdę i emocje. Tu możesz być w pełni sobą. Bez drogich zegarek, nowoczesnych komórek, czy sztucznie przyklejonego uśmiechu do twarzy. Pod warunkiem, że chcesz…

Weź wędkę, ale nie pozwalaj, żeby ktoś za Ciebie łowił ryby 

Naprawdę nie mam nic przeciwko dobrym, drogim butom biegowym, wyprawom do Peru czy GPS-om. Oczywiście pewne rzeczy dobrze jest mieć, a także warto je co jakiś czas wymieniać. Bieganie w butach, które nie spełniają już swoich podstawowych funkcji jest po prostu nieodpowiedzialne i może na długo wykluczyć nas z biegania. Ale nie dajmy się też zwariować. Pamiętajmy, że nawet najwspanialszy but na świecie jeśli nie znajdzie się na naszych nogach to na nic się nie przyda… Niech sprzęt będzie narzędziem do osiągania celu, a nie celem samym w sobie. Tego Wam i sobie życzę.

Weź wędkę, ale nie pozwól, żeby ktoś za Ciebie łowił ryby. Bo może się okazać, że dostaniesz po nich niestrawności. Bo przecież to TY wiesz i czujesz co dla Ciebie jest dobre. Swoim sercem, umysłem, doświadczeniem. I niejednokrotnie gdybyś tylko zaufał swojej intuicji to miałbyś teraz w szafie zupełnie inną parę butów…

Możliwość komentowania została wyłączona.